czwartek, 26 kwietnia 2012

Rozdział 5

Payphone



W podziękowaniu za kolejny VyRT


Shannon spojrzał na wyświetlacz telefonu i jęknął przeciągle. Kochał swoją mamę jak nikogo innego na świecie ale kiedy rozmawiał z nią przez telefon miał ochotę rzucić sprzętem jak najdalej. Najlepiej w ścianę.
- Witaj kobieto z której to macicy wyszedłem. – zaczął pogodnie, mając nadzieję na szybkie zakończenie rozmowy.
- Cody jest chory. – usłyszał cichy głos kobiety i zaraz pożałował głupiego powitania. – Czeka go operacja.
- Co mu jest? – perkusista usiadł gwałtownie na łóżku.
- Jakieś robale. – aż słychać było wzdrygnięcie kobiety. – Nie wiem, Jared rozmawiał z lekarką, muszę tam pojechać i się dowiedzieć co i jak.
- To na pewno nie wielkiego. – stwierdził lekko Shannon, starając zignorować zimną gulę zajmującą miejsce żołądka. – Pewnie Jerry się przesłyszał albo robi wielkie halo o nic, by zadowolić swe artystyczne ja. – usłyszał cichy chichot rodzicielki. – Będzie dobrze.
- Zobaczymy jak tam zajadę. – westchnęła. – A Ty masz w ogóle zamiar odpocząć w tym życiu?
- Zastanawiam się nad tym. – zaśmiał się mężczyzna i spostrzegł machającego Antoine. – Muszę kończyć, za niedługo przyjadę to się spotkamy. Idź i sprawdź co psiakiem.
- Baw się dobrze. – usłyszał jeszcze spokojne słowa Constance i sygnał znaczący koniec połączenia.
--
- Ethan! – Christine rzuciła torbę na ziemię i ściągnęła lekką kurtkę z ramion. – Ethan, jesteś?
- Coś taka zmachana? – mężczyzna wychylił się z kuchni, wycierając błękitną szmatkę mokry kubek. – Chcesz coś zjeść?
- Nie, chwyciłam coś co przypominało kurczaka na mieście. – ściągnęła buty i opadła na wolne krzesło. – Nigdy nie jedz czegoś co ma zieloną panierkę. Nigdy.
- Za późno. – blondyn zabrał się do wycierania kolejnych naczyń. – Mieszkałem niedaleko małej knajpy prowadzonej przez turka czy chinczyka i zawsze była zielona panierka. – Zaśmiał się na skrzywioną minę przyjaciółki. – Co prawda było średnie ale nigdzie indziej w całym Manchesterze nie znalazłem tak taniego mięsa!
- Jesteś pewien że to był kurczak? – spojrzała na niego podejrzliwie.
- Nie miałem odwagi zapytać. – wzruszył ramionami i zaczął chować talerze do szafki. – Jak minął dzień?
- A daj mi spokój. – wyciągnęła telefon, patrząc okazjonalnie na wyświetlacz. Żadnej nowej wiadomości. – Okazało się że ten pies którego leczę, tak już teraz leczę bo Lewis miał nagłe objawienie dobroci, zgadnij do kogo należy!
- Christ, wiem że angielski nie jest twoim ojczystym językiem ale zachowuj choć szyk zdania..
- Zgaduj!
- Hugh Hefnera?
- Jareda Leto!
- Byłem blisko. – zaśmiał się pod nosem chłopak. – Jak to możliwe, że tu siedzisz w jednym kawałku a nie zostałaś roztopiona przez te błękitne oczęta?
- Jak widać jestem na nie odporna. – burknęła, szukając papierosów pozostawionych na lodówce. – Gdzie je dałeś?
- Palimy na balkonie. – Ethan zakręcił kurek od kranu i wyszedł z kuchni. – Choć, też mam ochotę.
- Następną paczkę sam sobie kup. – mruknęła pod nosem przechodząc przez niemal pusty salon. – Musimy tutaj coś wstawić, co nie?
- Sąsiedzi podobno mają kanapę do wydania. – podał Kryśce zapalniczkę. – Można by się wokół niej zakręcić.
- A kto ich wie co na niej robili. – zaciągnęła się zbawiennym tytoniem. – Od razu lepiej.
- To opowiadaj o spotkaniu z Bogiem Leto. Taki sam jak wtedy gdy rozmawiałaś z nim przez telefon?
- Czy ja wiem. – wzruszyła ramionami, kopiąc w ogromną butlę produkującą wino. – Nie gadaliśmy długo, a głównie o psie a jak przed godziną do niego dzwoniłam to po otrzymaniu diagnozy prawie natychmiast się rozłączył. – zmarszczyła czoło. – Nie wiem co o tym myśleć.
- Coś nie tak z psem? – zainteresował się Ethan, wypuszczając strużkę szarego dymu.
- Tajemnica lekarska.
- Weterynaryjna, niech Cię licho trzaśnie.
- No kurwa Lewis zawalił sprawę. – zamachnęła ręką, o mało co nie przypalając Brytyjczyka. - Okazuje się że tutaj nie uczą o pasożytach tego co notabene uczą u nas, o ironio. Ma robaczycę sercową. – zaśmiała się lekko na widok obrzydzenia na skrzywionej twarzy współlokatora. – Spokojnie, jest to do wyleczenia, całe szczęście nie jest aż tak źle jakby mogło być. Co prawda operacja jest konieczna więc dość tragicznie.
- Błagam powiedz, że tak tej informacji nie przekazałaś biednemu Leto.
Christine spojrzała na niego z politowaniem.
- Umiem rozmawiać z pacjentami.
- Z nimi na pewno, gorzej z właścicielami. – odgryzł zwinnie Anglik. – Ty operujesz?
- Nigdy w życiu! Wpierw nostryfikuje a potem będę siała grozę na zakładzie. – z dumą przyłożyła filtr do ust. – Złożyłam podanie do University of California-Davis przed przyjazdem i na dniach dostanę odpowiedź.
- Wiesz, że może zająć Ci to kilka lat?
- 7 miesięcy. – Ethan spojrzał na nią zdumiony. – 7 miesięcy i podchodzę do egzaminu w pierwszej turze.
- Nie pozwolą ci. Musisz przerobić materiał i nadrobić szmat rzeczy! Plus samo fachowe słownictwo..
- Ethan. – spojrzała na niego zdeterminowana. – Stany to tylko przystanek, nie mogę sobie pozwolić na siedzenie tutaj nie wiadomo jak długo. Pod koniec września mam ten dyplom, dorobię się na bilet i składam podanie do Australii. – zgasiła niedopałek o parapet. – Z takim papierem będą musieli się mocno natrudzić by mnie nie przyjąć.
Ethan zaciągnął się po raz ostatni i udepnął tlącego się papierosa czerwonym kapciem.
- Kompletne szaleństwo. – klepnął ją po głowie. – Kompletne.
Christine wyszczerzyła zęby.
--
Shannon ostatni raz uniósł dłoń do góry w geście pożegnania i chwycił leżący na krześle ręcznik.
- Dzięki za trasę.- poklepał Antoine po plecach, wycierając później twarz i plecy całe mokre od potu.
- Spociłeś się jak świnia. - Blondyn puścił oczko do przechodzącej obok skąpo ubranej kobiety. -Na pewno nie zostaniesz jeszcze na tę noc?
- Za miesiąc przecież gramy dalej. - Shannon wyciągnął iphona z torby. - Można zamówić taksówkę na lotnisko? – powiedział szybko do słuchawki.
Antoine westchnął ciężko i uśmiechnął się pod nosem.
- Pieprzony Leto.
--
- Zabieg wykonamy za tydzień. – wyjaśnił Lewis, roztrzęsionej Constance. – Po nim wszystko będzie dobrze.
- Rozumiem. – szepnęła, patrząc na plik papierów przygotowanych do podpisania w sprawie operacji. – I na pewno nie ma innej opcji?
- Niestety na pewno. Po zleceniu dodatkowych badań wywnioskowaliśmy, że to jedyna. – wyjaśniła spokojnie Christine. – Cody zostanie u nas jeszcze dwa lub trzy dni dłużej  a potem powinien zostać wypisany do domu.
- Rozumiem. – powtórzyła beznamiętnie. – Gdzie to zanieść? – zamachnęła papierami w powietrzu.
- Zaprowadzę panią. – zaoferował James. Christine tylko skinęła głową i odeszła w głąb korytarza.
--
Tomo rzucił padem o ścianę i chwycił skórzaną kurtkę będącą na oparciu fotela. Milo otworzył leniwie jedno oko i patrzył spokojnie jak jego właściciel wykonuje kilka energicznych telefonów i wybiega z mieszkania. Obejrzał pokój czy aby Felix zbyt blisko nie zbliża się do jego terytorium, zamachnął ogonem w stronę Fiony by pokazać kto tu rządzi i powrócił do drzemki.
--
- Cholerna odprawa. – warknął Shannon, wrzucając torbę do samochodu brata. – Długo czekasz?
- Spóźniłem się godzinę więc jestem idealnie na czas. – uśmiechnął się wrednie i z piskiem opon włączył się do ruchu. – Spotkałem się z tą Twoją telefonową przyjaciółką. – dodał niby przy okazji.
- Christine? – zapytał wyraźnie zaskoczony.
- Jest kobietą od której zależy los psa mamy.
- O kurwa. – jęknął cicho. – Aż tak źle z nim?
- W przyszłym tygodniu operacja więc beznadziejnie. A ona wydaje się całkiem zakręcona, więc jak Cody wyjdzie ze szpitala bez nogi i z trzeba oczyma to się nawet nie zdziwię.  – mruknął, wyprzedzając czerwonego kabriolet. – Za tydzień trzeba będzie podjechać.
- Zostaw to mnie. – Shannon uśmiechnął się szeroko. – Upewnimy się czy nie pomyliłeś znowu kobiet.
- To było raz a sex był nieziemski.
- Nieziemski to był ich pościg za tobą po całym osiedlu i rzucanie w butami.
- Miałem dwadzieścia kilka lat. – prychnął, utrzymując jednak delikatny uśmiech na ustach. – Ty zresztą nie byłeś lepszy.
- Gadanie. – zaśmiał się gardłowo starszy Leto. – Jednak mów jak idzie praca nad Artefaktem.
Jaredowi uśmiech zszedł z twarzy i zastąpił go grymas niezadowolenia.
- Wkurwiłem Tomo i całą ekipę. Zostałeś tylko ty do pomocy.
- Nakłonię Tomisłava.
- Lepiej weź załatw mu coś do roboty, bo V za chwilę zacznie poszukiwać u nas pocieszenia, jeśli wiesz o czym mówię. – Jared poruszył brwiami w specyficzny sposób.
- Jesteśmy ostatnimi ludźmi na tej planecie do których by przyszła po tego typu pocieszenie. – westchnął teatralnie Shann. – Za długo przebywała w naszym towarzystwie.
- A tam, pieprzysz.
--
Długowłosa kopia Jezusa kopnęła niczemu winny kamień znajdujący się na środku drogi. „Koniec siedzenia w domu. Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie.”, pomyślał patrząc w błękitne niebo rozciągające się nad całym Los Angeles. Nagle poczuł delikatne uderzenie w brzuch.  Zaskoczony spojrzał w duł widząc małą dziewczynkę z gitarą na plecach.
- Nic Ci nie jest? – podniósł ją z ziemi i schylił do jej poziomu. – Gdzie tak biegniesz?
- Jestem spóżniona na zajęcia. – jęknęła. – Przepraszam pana, będę uważała! – otrzepała niedbale sukienkę i schowała się za rogiem. Tomislav z braku innego zajęcia poszedł także w tamtym kierunku, napotykając przed sobą błękitne drzwi z namalowanymi na nich różnymi instrumentami muzycznymi.
- Pan jest tym nowym nauczycielem, tak? – z okna obok wychyliła się dość sędziwa kobieta, mierząc Chorwata od stóp do głów. – Trochę pan przesadził jak na pierwszy raz ale ujdzie w tłumie. Niech pan wejdzie.
- To pomyłka, ja..
- Właź pan, nie wstydź się! – zamknęła okno.
Tomislav obrócił się wokół własnej osi i napotkał na sobie wzrok szaroburego kota wystającego za śmietnika. Wydął usta na co zwierzak fuknął i schował się w śmieciach. Burknął kilka niezrozumiałych dla amerykan słów i pchnął drzwi.
--
- Jakie masz plany na dziś? – Christine wyszła ze szpitala i od razu zadzwoniła do Ethana.
- Śledzimy właśnie tego starucha co kradnie piosenki młodych zespołów.
- Bawicie się w pseudo-szpiegów, tak?
- Raczej w osoby pilnujące sprzęt na zapleczu. – Christine usłyszała jęk zawodu po drugiej stronie telefonu. – Jak nie masz co robić to możesz przynieść nam kawę, bo siedzimy tu od rana.
- Wyślij adres, postaram się trafić. – skończyła rozmowę i roześmiała się w głos. Czego się nie robi dla dobrej historii. Wariat.
--
- Nie jedziesz do tej małej weterynarz? – zdziwił się Jared, gdy Shannon nakierowywał go do jego własnego domu. – Albo chociaż do siebie?
- Masz jakąś cud modelkę ukrytą w sypialni, że tak mnie odsyłasz w różne miejsca?- Shann spojrzał uważnie na brata. – Chcę zobaczyć jak praca Ci idzie, to aż tak dziwne?
- Dziwne. – burknął Jared. – Bardzo dziwne.
--
- Strawberry Frappuccino i dwie latte, poproszę. – Christine uśmiechnęła się uroczo do przystojnego kasjera w najbardziej popularnej kawiarni na świecie.  – Z dodatkową bitą śmietaną, jeśli można by prosić.
- Dla Ciebie wszystko. – uśmiechnął się uroczo i odwrócił by przygotować napoje. Nachyliła się delikatnie przez blat by dokładnie obejrzeć tyłek kelnera i przygryzła wargę na zastały widok. Cofnęła się pod zgorszonym spojrzeniem kelnerki i, po odpowiednim  wystawieniu języka, usiadła na wolnym krześle czekając spokojnie na zamówienie. Wyjęła telefon z kieszeni i aż pisnęła na widok nieodebranej wiadomości od Amelii „Jak w LA? Byłaś już w Hollywood? Masz dla mnie autograf Deppa? Wejdź koniecznie na skype wieczorem, muszę Ci coś pokazać! ”
- Frappuccino dla pięknej pani. – podniosła głowę znad wiadomości, patrząc wprost na zadowolonego kelnera.
- O ile dobrze pamiętam, zamówienia odbiera się samemu z blatu. – uśmiechnęła się zadziornie.
- Jak widać niekiedy można zrobić wyjątek. – podał jej kubek i włożone w prowizoryczny stojak dwie kawy. – I wolałem się upewnić, że mój numer telefonu trafi w dobre ręce.
- O tym musiałbyś się sam przekonać. – mrugnęła do niego i odebrała napoje. – Do zobaczenia.
- Oby rychłego.
Christine ruszyła powoli w kierunku wyjścia. „Tylko raz spojrzę, nic wielkiego.” Obróciła głowę by znaleźć patrzącego na nią właściciela ciągu cyfr pozostawionych na kubku. Pomachała mu kawą i zadowolona wyszła przed Starbucks’a. Zatrzymała się na moment przy murku by zdjąć pokrywkę z truskawkowej miłości podniebienia i spokojnie jeść śmietanę w trakcie spaceru. Pogoda pod koniec lutego wyglądała oszałamiająco, a odpowiednia temperatura pozwoliła ludziom wydostać się z niewoli kurtek i polarów na rzecz wiosennych płaszczy i lżejszego obuwia. Umiejscowiła wygodnie kawy i shake’a w rękach i ruszyła na spacer w miejsce wskazane wcześniej przez Ethana, podjadając śnieżny krem umieszczony na wierzchu truskawkowej masy. „Życie jest piękne”, pomyślała, po czym cały dobytek znajdujący się w jej dłoniach wylądował na niej.
--
„Nienawidzę tłumu, aparatów i rozhisteryzowanych nastolatek które mają sieczkę zamiast mózgu.”, myślał wściekle brunet klucząc między uliczkami. „Nie, nie ma chuja abym Was zapoznał z kimkolwiek z kim gram, nawet jeżeli by to obroniło mnie od śmierci z tych Waszych szponiastych paznokci!”. Jakiekolwiek nieludzkie odgłosy zaczęły się od niego oddalać, co przyjął z ogromną ulgą. „Jeszcze jeden zakręt i odpoczynek.” I uderzył w coś. Kogoś raczej. Poczuł zimny napój na piersi i usłyszał cichy jęk.
- Kurwa, zakręt! – zmarszczył brwi, słysząc niezrozumiałe słowa. – Krzyknęłabym teraz ‘uważaj’ ale to nie ma większego sensu.- jęknęła już bardziej zrozumiale. Brązowe włosy zawiązane w niedbały kucyk na boku, upstrzone były w różowej mieszance a na białej bluzce widniały brązowe plamy. Duże, brązowo-zielone oczy spojrzały wprost na niego. Podał jej rękę pomagając wstać, jednocześnie starając się zachować współczujący wyraz twarzy.
- Mam nadzieję, że nie spieszyłaś się na spotkanie w sprawie pracy? – nachylił się ponownie by zebrać jedyny na wpół pełny kubek z kawą. – Odkupię ci te kawy, nie martw się.
- Weź przestań. – dziewczyna spojrzała na siebie w witrynie sklepowej i wybuchnęła gromkim śmiechem. – Wyglądam jak po jakimś dzikim malowaniu!
Spojrzał na nią raz jeszcze i już nie udawał poważnego tylko zaśmiał się w głos.
- Wybacz, miałem ciężki dzień i nie patrzyłem gdzie idę. – otrzepał ją prowizorycznie ze śmietany i resztek shake’a. – Co mam teraz zrobić?
- Ty? – jęknęła. – To ja wyglądam jak po zderzeniu z przeczkolakiem zaopatrzonym w farby, ty ledwo masz zabrudzoną kurtkę. – machnęła ręką w kierunku jego brązowej skóry.
 - Zrobię wszystko by ci to jakoś wynagrodzić. – mężczyzna uśmiechnął się przepraszająco.
Kobieta spojrzała na niego z dziwnie zadowolonym uśmiechem, na widok którego zaczął żałować zadanej propozycji.
--
Shannon rzucił torbę na podłogę i z radością opadł na kanapę. Jego brat wykonał kawał niezłej roboty łącząc idealnie dopasowane do siebie fragmenty z ostatnich dwóch lat ich życia, choć przez to ponownie zaniechał pracę nad „Artefaktem”. „Cały Jared”, pomyślał z czułością i spojrzał na ekran telefonu. „Zadzwonić do mamy by poinformować, że samolot jednak nie uległ katastrofie, do Tomislava by dać Vicky odpocząć i zabrać go na piwo, zapytać Antoine czy ta czarna była lepsza w łóżku od poprzedniej..”, zaczął układać sobie w myślach listę rzeczy do zrobienie jednocześnie przejeżdżając po liście kontaktów. Zatrzymał się na jednym z nich, mówiącym „Wierd Polish Girl Who Loses Her Phone –Christine-”. „A co mi tam kurwa”, pomyślał naciskając zieloną słuchawkę.
--
- Nie uwierzysz V!  - Brunetka aż odsunęła słuchawkę od ucha przez zbyt wysokie stężenie decybeli w głosie męża. – Jestem nauczycielem!
Vicki zmarszczyła brwii.
- I mówi to mój mąż, osoba której nie starcza cierpliwości by nauczyć grać własną żonę?
- I to jeszcze dzieciaki! – Tomislav zdawał się nie słyszeć komentarza kobiety z którą dzieli łoże. – Dasz wiarę? Tylko na jakiś czas, krótko, ale słyszysz co mówię?!
Vicki zaśmiała się cicho i pogłaskała wolną ręką leżącą obok niej Fionę.
- Trudno tego nie słyszeć. Wracaj do domu, opowiesz wszystko.
- Minuta i jestem.
--
- Halo? – Shannon przełknął ślinę.
- Halo?
- Co jest bo na chwilę obecną mam mały problem z możliwością przeprowadzenia rozmowy telefonicznej. – usłyszał zdenerwowany głos Christine i cichy warkot w tle.
- Jedziesz gdzieś?
- Wracam do domu by pozbyć się kawy i truskawek z ubrań. – westchnęła lekko. – Rada na przyszłość: uważaj na zakrętach.
- Obiecuję, że będę. – uśmiechnął się delikatnie do siebie. – Znowu wpadłaś w tarapaty?
- Zawsze wiesz kiedy zadzwonić. – zaśmiała się cicho. - Nadal w trasie?
-Od kilku dni w LA. – postanowił delikatnie nagiąć rzeczywistość by nie wyjść na desperata. - Staram się przyzwyczaić do codzienności.
- Wyobrażam sobie jakie to trudne.
- Nawet nie masz pojęcia jak. – westchnął teatralnie. – Słuchaj, masz może..
- Gdzie teraz? – usłyszał męski głos w tle, który wydał mu się dziwnie znajomy.
- Shannon, zadzwonię do Ciebie wieczorem, dobrze? Do usłyszenia. – kobieta zakończyła rozmowę, zostawiając zdziwionego perkusistę samemu sobie. Skrzywił się i odrzucił telefon na fotel obok. Kurwa.
--
- Nie w to lewo. – brunetka jęknęła, chowając telefon do torby i ponownie starając się nakierować mężczyznę. – W to drugie lewo.
- Rzeczywiście nie mieszkasz tu długo. – burknął cicho brunet, gwałtownie zmieniając kierunek łamiąc przy tym kilka przepisów. – Teraz na pewno dobrze?
- Na pewno. – skinęła głową, patrząc uważnie na okolicę. – Nie poznaję otoczenia ale zdaje mi się, że na pewno.
Kierowca warknął pod nosem niecenzuralne słowa.
--
- Vicki, Vicki, Vicki! – okrzyki zadowolonego Chorwata rozbrzmiały po całym domu.
- Kuchnia.  – kobieta odkrzyknęła.
Tomo podbiegł do żony i, unosząc ją ku górze, obrócił kilka razy.
- Będę nauczycielem.
Vicki zaśmiała się w głos patrzą z radością na szczęśliwego męża.
- Po Tobie można się już wszystkiego spodziewać.
Tomislav w odpowiedzi pokazał całe swe uzębienie.
--
Jared spojrzał na różnego rodzaju kartki leżące na biurku, popisane z każdej strony i mruknął kilka ulubionych słów. Od urodzin zarówno zapał jak i pomysły uciekły jak za zdmuchnięciem świeczek. Osobiście nie wierzył w coś takiego jak „kryzys wieku średniego” jednak ten nieustający brak siły i chęci zaczynał go powoli przerażać.  Spojrzał raz jeszcze na przyczepioną do tablicy na magnesy, listę rzeczy do zrobienia i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Nie, nie mam tego pierdolonego kryzysu wieku średniego!
--
Mężczyzna wszedł do opuszczonego magazynu przerobionego na pseudo scenę z kulisami, zapełnionego znaczną ilością młodych ludzi. Większość nie zwróciła na niego uwagi ale kilka osób spojrzało na niego z zaciekawieniem. Przestąpił z nogę na nogę.
– Ethan? – Krzyknął niepewnie.
Wysoki ciemny blondyn wstał z kufra na perkusję i energicznie podszedł do niego. Siedząca za nim blondyneczka ziewnęła przeciągle.
- Sprawca kłopotu, jak mniemam? – uśmiechnął się serdecznie i odebrał dwie kawy o bruneta. – Ethan Walker, ta siedząca to Max Jobson. Witamy w świecie sławy i reflektorów.
- Tim Kalleher. – Mężczyzna skinął głową. – Przesłuchanie?
- Reportaż. – Ethan wypiął dumnie pierś. – Jak widać praca dziennikarza to nie tylko wywiady i spotkania z celebrytami.
- Zazwyczaj to wpychanie się z brudnymi butami w cudze życie. – burknął niemrawo Tim, udając że nie zauważył oburzonego wzroku towarzysza. – Chętnie bym potowarzyszył ale spieszy mi się.
- Co zrobiłeś z Christ? – zapytał szybko Ethan. – Mam nadzieję że odwiozłeś do domu?
Tim skinął głową i rzucając luźne słowa na pożegnanie, wyszedł z magazynu. Ethan postał jeszcze przez moment w jednym miejscu po czym powrócił do przysypiającej Maximiliany.
- Dawca kawy? – szybko chwyciła napój bogów i upiła tyle ile mogła za jednym razem. – Jak dobrze! Kto to był?
- Jakiś gbur. – Ethan wzruszył ramionami, upijając łyk swojej.  – Długo jeszcze?
Max spojrzała na zegarek i cicho jęknęła.
- Nawet nie chcesz wiedzieć..
--
Po oczyszczeniu ubrań i siebie samej z resztek napoi, przebrała się w luźne rzeczy i usiadła przed komputerem. Czekając na połączenie się skype’a  ze swoją przyjaciółką, nieustannie przewracała telefon w dłoni.
- Kryśka? – usłyszała charakterystyczny, trochę piskliwy głos Amelii.
- Cześć mała. – brązowowłosa uśmiechnęła się radośnie do monitora. – Jak tam?
- Siedzisz już kilka dni w tym zapyziałym kraju hamburgerów i nawet nie masz czasu zadzwonić! – Krystyna zaśmiała się na oburzenie dziewczyny. – Nie śmiej się głupia, nie ma z czego! Gdybyś tam została porwana to przez tygodnie nikt by się nie dowiedział, jak tak przyzwyczaiłaś wszystkich do rzadkiego kontaktu!
- Skoro przyzwyczaiłam to nie powinnaś się tak burzyć. – z satysfakcją patrzyła na podskakujące loki Amelii, która dalej snuła ciemne scenariusze. – Którą teraz macie?
- 5 rano. – kobieta ziewnęła przeciągle. – Ale czego się nie robi dla informacji.
 - To co chcesz mi takiego powiedzieć  nie mogącego poczekać ani minuty dłużej.
Blondynka nabrała powietrza w ustach i wyciągnęła dłoń w kierunku kamerki. Kryśka dostrzegła mieniący się na niej kamień.
- Marek poprosił mnie dzisiaj o rękę. – pisnęła i nawet dzięki słabej jakości przekazu można było zauważyć zarumienione z podekscytowania policzki. Krystyna rozszerzyła szeroko oczy i klasnęła w ręce.
- Gratulację stara babo! – zaśmiała się szczerze, żałując że nie może być teraz przy Amelii. – Kurwa, ale świetnie! Cieszę się niesamowicie z waszego szczęścia!
- Dziękuję. – kobieta odetchnęła z ulgą. – Prawdę powiedziawszy obawiałam się twojej reakcji.
Krystyna poczuła delikatne uczucie w tyle głowy jednak szybko nią pokręciła aby odeszło.
- Przestań mała. Lepiej opowiadaj jak to się stało!
Amelia jakby tylko czekała na to pytanie, gdyż z biegu zaczęła mówić.
--
- Gratuluję jeszcze raz. – rzekła po raz setny Kryśka żegnając się z przyjaciółką. – Do usłyszenie.
Wyłączyła program i bez tchu opadła na łóżko. „Amelia się zaręczyła..”, ta myśl w pewnym sensie przynosiła jej nieustającą radość jak i delikatne ukucie w głowie. „Sama nie wie na co się rzuca.” Spojrzała  na leżący obok telefon. „Muszę wyjść z domu.”  Wybrała numer i zaczęła nerwowo przebierać palcami.
- Shannon? – usłyszała charakterystyczny głos perkusisty. – Wybacz za to wcześniej, masz może ochotę na rower?







***


Najdłuższy ze wszystkich i mam wrażenie że dość chaotyczny i niewiele wnoszący do fabuły, co mi się osobiście nie podoba ale trudno.
*Wprowadziłam Tim’a i Amelię – Am nie będzie często się pojawiała, choćby za sprawą zamieszkania ale jest na tyle ważna osobą w życiu Kryśki, że nie można o niej zapomnieć :) A Tim? Choć nie spotkałam się z nim w wielu opowiadaniach (łatwiej powiedzieć że widziałam go przelotem w jednym może dwóch), to postanowiłam go włączyć do tej historii. W końcu kto jak kto ale on gra z nimi już ładny kawał czasu! Tak więc mały update w Bohaterach!
*Za piosenkę nie odpowiadam, męczy mnie od wczoraj przez cały czas i nawet nie pamiętam jaką inną miałam tutaj dać. Nie chcesz, nie słuchaj.
- Wolicie takiej długości ale też w takim samym odstępie czasu czy może krótsze ale tak co 2 tygodnie?
- Zastanawiam się czy ktoś byłby zainteresowany szkicami dotyczącymi niektórych sytuacji? Nie będą one majstersztykiem, mówię od razu, ale mogą nakreślić co miałam na myśli pisząc daną scenę.

Pozdrawiam, dziękuję i do następnego!


11 komentarzy:

  1. mwihihihhihi, parę gagów się panience udało, nie powiem. już sam początkowy Shannon mnie rozwalił, ale padłam dopiero po kwestii naszej Krysi -
    ' – Teraz na pewno dobrze?
    - Na pewno. – skinęła głową, patrząc uważnie na okolicę. – Nie poznaję otoczenia ale zdaje mi się, że na pewno.'
    best of the best. :D

    myślę, że krótszy, ale częstszy, jest lepszą opcją. będziemy na stale obeznani w fabule, w końcu po dłuższym okresie czasu może cos wypaść z głowy.(:
    wybaczta, że tak krótko i szybko, ale cóż - majówkowy grill czeka. :3
    weny i odpoczynku panience życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest juz późno, mało spałam (się wie :D), ale postaram się coś naskrobac, bo znając życie potem zapomne i tyle...
    TOMO. JEJKU, jak jak KOCHAM tego człowieka. I tutaj i w realu! Jej, będzie nauczycielem. Hmm... Nauka stałaby się czymś pięknym *_*. A jakiego przedmiotu by uczył, hm?
    Tim! Podoba mi się pomysł wprowadzenia go do opowiadania. No i proszę, Krycha ciągle kręci się koło czegoś, co jest związane z Marsami. Przeznaczenie normalnie :D. Z Shannem wybierze się na rower... No na pewno. Może... Nie, chyba nic nie zajdzie :P.
    Rozdział długi, bardzo mi się podobał. Lubię ten taki luźny styl :D. I jest mi obojętne, czy dłużej a rzadziej, czy krócej a częściej. Albo nie! Ja wybieram odpowiedź 3.: dłużej i szybciej :D. Da radę? ^^.
    I TAK! Jestem jak najbardziej za szkicami!

    Pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Fakt, troszkę chaotyczny, ale mi się bardzo dobrze go czytało. Raz opisałaś trochę sytuacji z Shannonem, raz z Jaredem czy z Christie i nawet Tomo! Dużo się działo.
    Christie coraz bardziej przypada mi do gustu, uwielbima tą dziewczynę! Ale kurcze, strasznie ciekawi mnie z kim ona zacznie flirtować, z Shannonem czy Jaredem? Jeśli w ogóle z kimś zacznie, bo przecież są różne możliwości, wszystko zależy od Ciebie, dlatego z niecierpliwością czekam na dalsze rozdzialy. Obojętnie jaka ilość, ja chcę, żeby były częściej! :D
    A Tomo w tym opowiadaniu mnie po prostu rozwala. Kocham to, w jaki sposób go tutaj przedstawiasz.
    Mi pomysł ze szkicami też się podoba :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju, z rozdziału na rozdział Twoje opowiadanie jest coraz lepsze i leszcze przyjemniej się je czyta. Uwielbiam Kryśkę i pewnie będę to podkreślać przy każdej możliwej okazji:)aha no a Tomo to po prostu rozwala system :) Podobnie jak saara, zastanawiam się czy Kryśka zacznie kręcić z którymś z braci czy może wymyśliłaś kogoś innego. Pewnie zobaczymy SOON :P Jak dla mnie to powinnaś dodawać rozdziały takiej długości i jak najczęściej, bo są ŚWIETNE!!!
    Czekam na więcej i pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Dziękuje za komentarz u mnie i jestem już po pierwszy rozdziale u Ciebie. No, no... zapowiada się ciekawie ;> Postaram się jak najszybciej przeczytać wszystko, a tymczasem zapraszam na nowy do mnie http://the-way-im-going.blogspot.com/ Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, bo sama nie lubię spamu, ale byłabym Ci bardzo wdzięczna gdybyś zajrzała na mojego nowo założonego bloga o Marsach ;) W tej chwili jest już prolog, odcinek pierwszy w drodze ;) Pozdrawiam ;D [worlds-seventh-end.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. I jestem! Przeczytałam całe... iiii... jenyy! Genialneee! Uśmiałam się z Twoich dialogów jak głupia! ;D Jejku... szkoda my Cody'ego ale mam nadzieję, że wszystko będzie z nim dobrze...Fajnie, że wprowadziłaś Tima, bo lubię kiedy pojawia się ktoś inny poza samym Jaredem czy Shannonem ;D Kryśka jest tak zakręcona... uwielbiam tą dziewczynę ;D i ma.. hm... pecha? No powiedzmy pecha do Marsów ;D Zawsze wpada na nich w dość dziwnych okolicznościach ;D Pozdrawiam i czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochaaana! Po pierwsze dziękuję za komentarz, a po drugie - Co ty myślisz że ja tu siedzę i bąki zbijam? Od dwóch dni dzielnie czytam Twoje opowiadanie, i właśnie skończyłam. Powiem Ci, jestem pod WIELKIM wrażeniem. Piszesz bardzo dojrzale, nie wiem ile masz lat, ale mam wrażenie jakbyś faktycznie miała te 27 ile Kryśka. Zajebiście jak na razie. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim - mnóstwo zbiegów okoliczności, ale w żadnym wypadku nie robi się to męczące. Po prostu pozostaje mi tylko zagrzanie Cię do dalszego pisania i prośba o powiadamianie, jeśli oczywiście to robisz ;) [worlds-seventh-end.blospot.com]

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam Cię na pierwszy odcinek na worlds-seventh-end.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. hej! zapraszam na Chapter 2 ;)
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej :)
    Wczoraj przeczytałam Twój komentarz u siebie na blogu, bo tak dawno tam nie byłam i postanowiłam się odwdzięczyć i do Ciebie zawitać.
    Nie będę owijać - piszesz genialnie!
    Wszystko opisujesz tak żywo, że momentami mam wrażenie, że stoję obok Kryśki jak jakiś niewidzialny duszek i widzę to wszystko, co ona przeżywa. Nigdy wcześniej się tak nie czułam :)

    Co mi się podoba. To jak wczuwasz się w życie bohaterów, w tym też Tomo i Vicki. Rozmowy Milicevicia z kotami, to już w ogóle rządzą, no i ta jego pociecha z błahostek, jak ta praca nauczyciela. Wydobyłaś z niego dziecko, co jest fenomenem tej historii, jak dla mnie :D
    Uwielbiam przeklinać, jestem od tego uzależniona, więc w pewnym sensie cieszę się, że nie cykasz się z dobieraniem słów i bez pardonu używasz wulgaryzmów. Moje klimaty, hah :D
    Sam pomysł na fabułę opowiadania, jest świetny. Wszystko się fajnie łączy, bohaterowie, którzy są od siebie 'odseparowani', w końcu się spotykają. No i jeszcze wkład Tim'a, który jak wspomniałaś wyżej, nie pojawia się za często w opowiadaniach (choć, ja sama mam zamiar dać mu porządne stanowisko u siebie w opowiadaniu xD).
    Ciekawi mnie, jak ułożą się losy pomiędzy Kryśką i braćmi Leto. Kto z kim, gdzie i jak. Pewnie za niedługo się tego dowiem:)

    Cieszę się, że tu wdepłam i przeczytałam te pięć fantastycznych rozdziałów. Cieszę się, że piszesz to opowiadanie i skromnie za nie dziękuję :)

    Weny kontenery i do następnego :)

    OdpowiedzUsuń