- Nauczyciel gry na gitarze? – Jared nie wiedział czy ma
się śmiać czy gratulować. Kilka dni przed urodzinami Shannona jego brat
zawędrował do domu przyjaciela po kolejnym nieudanym dniu w studiu by oderwać
na chwilę myśli od rzeczywistości. – Serio?
- To jest niesamowite. – Tomislav zaczął energicznie
gestykulować. – Te dzieciaki, słuchaj no! Dokładnie tak samo podekscytowane rozpoczęciem
tej przygody z gitarą jak my kiedyś! – klasnął w dłonie, powodując gwałtowne
podskoczenie Fiony kilka metrów ponad kanapę.
- Ale nie rezygnujesz z zespołu? – zapytał patrząc na
niego kątem oka. Tomo zaśmiał się w głos, tym razem nie powodując żadnych
uszczerbków na zdrowiu kotów.
- Nigdy przenigdy. Wiesz o tym.
Jared uśmiechnął się do Chorwata i zaczął machać
kawałkiem rękawa w stronę Milo starając się zainteresować kota swoją osobą, ten
jednak tylko spojrzał na niego jednym okiem.
- Aspołeczny drań.
– mruknął pod nosem na co usłyszał cichy śmiech Vicky.
- Odezwał się. – podała mu piwo i usiadła obok męża. –
Daj mu spokój, jest na jakiś antybiotykach czy co.
- Coś poważnego? – Jared spojrzał uważniej na kota.
- Doktor mówi że zwykłe przeziębienie. – pogłaskałam rudą głowę, powodując delikatne
mruczenie. – Tomo rozmawiał z Shannym i podobno Cody będzie miał operację?
- Jakoś na dzień przed jego urodzinami. – westchnął
Jared. – Oby lekarka znalazła swą kompetencję ukrytą gdzieś pomiędzy mózgiem a
ustami to będzie dobrze.
- Nasz Milo trafił na całkiem ciekawą panią, prawda
kochanie? – brunetka ucałowała kota w futerko. – A wracając do poważnego
problemu – co robimy na urodziny Shanna?
Jared uśmiechnął się przebiegle.
- Na jednodniową zabawę jest za stary więc urządźmy tu
cały turniej!
--
- Żyjesz?
- Tak Christ, zawsze miło cię usłyszeć. – mruknął Ethan
podnosząc się z podłogi. – Dojechałaś do mieszkania?
- Czyli dostałeś kawę? To super. Słuchaj, gdzie masz
klucz od piwnicy?
Ethan zmarszczył brwi i spojrzał na pochrapującą
Maximilianę.
- Co?
--
Christine,
przerzuciwszy kilka ubrań Ethana w salonie, znalazła klucz i wybiegła z mieszkania.
Umówiła się z Shannonem w parku niedaleko lecznicy przez co łatwo mogła tam
dojechać i jednocześnie nie ryzykowała zagubieniem się w licznych uliczkach Los
Angeles. Zbiegła po schodach, omijając niezidentyfikowaną substancję znajdującą
się na parterze niedaleko wejścia do podziemi bloku. Piwnica nie grzeszyła
zarówno ani świeżością ani ładnym zapachem jednak najgorsze była błyskająca
żarówka pod sufitem nadawająca wygląd jak z horroru klasy C. Wzdrygnęła się
automatycznie i na wszelki wypadek zablokowała drzwi wejściowe kawałkiem
leżącej obok cegły i zeszła na dół.
- 23,24,25.. -
mruczała pod nosem szukając odpowiedniego numeru. - Jest 28. - westchnęła z
ulgą, starając trafić kluczem do kłódki.
- Co pani tu robi?
- Kryśka podskoczyła do góry, wydając z siebie krótki pisk. Tuż obok niej stała
drobna staruszka opierająca się na drewnianej lasce patrząca na nią jasno
niebieskim okiem. W drugim oczodole widniała szklana kulka. - Języka w buźce
panienka zapomniała?
- Wystraszyła mnie
pani. - przyłożyła sobie dwa palce na szyję. - Prawie palpitacji serca
dostałam!
- To młode
pokolenie takie bojaźliwe. - prychnęła kobieta poprawiając ułożenie na lasce. -
To wina tej telewizji i filmów z potworami, mówię Ci! Za moich czasów były
karabiny, wojna i nie wiedziało się czy wróci do domu po szkole a jakoś nikt
nie skakał na widok starszej kobiety.
Christine skinęła
głową niepewna co miałaby odpowiedzieć na ten krótki monolog i na powrót zajęła
się otwieraniem kłódki.
- Ale tu bałagan. -
jęknęła cicho patrząc na liczne półki zajmujące całe ściany w pomieszczeniu,
zawalone kartonami i pustymi słoikami. W kącie pomieszczenia znajdował się stary
rower z całą pewnością pamiętający czasy najazdu Hiszpanii na nie
zorientowanych w sytuacji politycznej w Europie Indian.
- Widzę blondynek
nadal nie posprzątał tego bałaganu. - usłyszała za sobą niezadowolony głos i
stukanie laski. - A mówiłam mu żeby się tym zajął bo szczury przyjdą!
- Wątpię czy
znalazły by wyjście z tego pomieszczenia. - mruknęła, przesuwając ogromne pudło
blokujące wejście głębiej. Otworzyła je napotykając stos niewybrednych
świerszczyków. - Tylko pornoli tu brakowało.
- Pan Jenkins był
starym zboczeńcem. - staruszka splunęła w kąt. - Święć panie nad jego
duszą.
- Na pewno lubił
gromadzić różne rzeczy. - przesunęła stare maski gazowe. - Był przygotowany na
koniec świata!
- Z tym trudno się
nie zgodzić. - kobieta dźgnęła stos ubrań z którego wypełzło kilka karaluchów.
- Jednak trzeba tu posprzątać bo zgłoszę to do rady mieszkańców, ostrzegałam
już o tym!
- Mieszkam tu od
niecałych dwóch tygodni. - spojrzała na nią nieprzychylnie Kryśka. - Z czego
większość czasu w pracy więc proszę mi tu nie burzyć.
- Rozmawiałam z
blondynkiem więc nie mędrkuj się piegusie. -stuknęła laską w podłogę. - Posprzątajcie
albo wpuszczę Wam węże do mieszkania! -
machnęła zaciśniętą pięścią i z głośnym stukaniem odeszła w głąb
piwnicy. Christine wzruszyła ramionami zaczęła wyjmowanie roweru.
--
Shannon dojechał na miejsce spotkania i zszedł roweru by
odpocząć chwilę. Ostry jet lag zaczął się objawiać ciągłym ziewaniem i
zamykaniem oczy, jednak przejechanie tych kilku kilometrów wyraźnie go
pobudziło. Rozejrzał się dookoła wyglądając brunetki z.. Zmarszczył brwii
zastanawiając się co jest w niej takiego charakterystycznego poza najbardziej
popularnym kolorem włosów na planecie. Ano tak – poczucie humoru. Brawo Shanny, w ten sposób na pewno ją
znajdziesz.
- Tu jesteś. – aż podskoczył na dźwięk głosu
rozbrzmiewającego za nim. –Prawie Cię nie poznałam przez ten wygląd bezdomnego.
– zaśmiała się lekko wskazując na jego brodę. – Tym sposobem odstraszasz
natrętnych fanów?
- Zazwyczaj do tego koczuję nocami w parku i śpię na
ławce. - stojąca przed nim dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. – Widać Ciebie
to nie zmyliło.
-Już próbowano na mnie tej techniki, musisz wymyśleć coś
oryginalniejszego. – Wsiadła na zdezelowany rower zakładając na oczy okulary. –
Oprowadzisz mnie po LA? Mój współlokator woli ścigać przestępców muzycznych
zamiast pokazać mi miasto więc nic nie zobaczyłam oprócz tego szpitala.
–wskazała na zielony budynek w tle. – A przez Twój aktualny wygląd nikt nas nie
zaczepi po drodze. – zaśmiała się lekko i ruszyła powoli do przodu.
Potarł dłonią zarost, przeklinając w głowie za nie
ogolenie się i ruszył za nią.
--
- Myślisz że dałoby się to zrobić?– zapytał zaciekawiony
Jared kobiety po drugiej stronie telefonu. – Byłoby rewelacyjnie! Dzięki Emma,
odwdzięczę Ci się za to. – rozłączył się i uśmiechnął szeroko do Tomislava. –
Uda jej się.
- Co my byśmy bez niej zrobili! – odetchnął z ulgą
brunet. – To teraz tylko wystarczy wszystkich poinformować?
- I załatwić te mniej potrzebne rzeczy. – młodszy Leto
zaczął wpisywać poszczególne słowa do swojego blackberry. – Dobra, zajmę się
tym, nie będę wam zawracał głowy. – wstał z kanapy, sięgając po kapelusz.
- Dzięki za odwiedziny. – Vicky ucałowała go w policzek a
Tomo klepnął mocno w ramię.
- Na pewno sobie
poradzisz?
- A z czymś sobie kiedykolwiek nie poradziłem
Tomislavie? - machnął niedbale ręką i
wyszedł z domu państwa Milicević.
--
- Zwolnij. – Shannon usłyszał cichy jęk za sobą. – Zaraz
dostanę palpitacji serca!
- Aktywność na świeżym powietrzu nie jest Twoją mocną stroną. – zakręcił jeszcze kilka razy nogami i ocenił drogę pod górę. – Już niedaleko.
- Aktywność na świeżym powietrzu nie jest Twoją mocną stroną. – zakręcił jeszcze kilka razy nogami i ocenił drogę pod górę. – Już niedaleko.
- Wypluję sobie płuca jak nic.. – mruknęła cicho kobieta
i z nadludzkim wysiłkiem starała się nakreślić kilka kółek pedałami. – Powinnam
przeczytać wcześniej jakie jest Twoje stanowisko w sprawie wycieczek
rowerowych!
- Długie i mocne. – zaśmiał się zatrzymując przy
barierce. – Jesteśmy.
- Rany.. – wydukała z siebie patrząc na panoramę Los
Angeles. – Kurwa, przy takim widoku mogę umrzeć bez żalu! – zachwyciła się,
stawiając rower niedaleko barierki.
-Przynajmniej użyźnisz glebę. – wyjął wodę z plecaka i
podał dziewczynie.
- Każdy ma swoje zadanie. – podziękowała za nią
skinieniem głowy i zaczęła gwałtownie pić. – Idealnie!
- Myślałem że dłużej wytrzymasz. – przetarł czoło
wierzchem dłoni.
- Dłużej mogę w innych dyscyplinach. – puściła do niego
oczko. – A pomijając temat braku mojej sprawności fizycznej to czemu
zadzwoniłeś? – zapytała bez ogródek siadając na barierce, beztrosko przy tym
machając nogami.
Shannon spojrzał uważnie na będącą przed nim kobietę
starając się porównać ją do tej której telefonu szukał niespełna pół roku temu.
Włosy zdawały się rozjaśnić i nabrać odcienia ciepłego brązu a na delikatnie
opalona skóra zaczynała być upstrzona brązowymi piegami. Luźna kurtka
przewieszona przez ramię odsłoniła bluzkę na ramiączkach z napisem „What are
you lookin’ at?” i sporą ilość biżuterii na nadgarstkach. Jednak to te
brązowo-zielone oczy i cwaniacki uśmiech upewnił go że ma doczynienia z tą samą
dziewczyną która nie rozpoznała w nim słynnego perkusity. I odrzuciła dziś jego
telefon.
- Lepiej opowiedz co dziś zwojowałaś, że wracałaś do
mieszkania oblana kawą?
Christine wywróciła oczyma.
- Mówiłam, zawsze patrz czy coś nie czai się za zakrętem.
Nigdy nie wiem co Cię zaatakuje – żywy trup czy uciekający przed fankami
celebryta.
- Był chociaż przystojny? – poruszył sugestywnie brwiami
- Niczego sobie. – zachichotała, zakrywając usta. – Ale
nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie – Czemu słynny pan Leto który wymiata
na wszystkim na czym można wybić rytm zadzwonił do szarej dziewczyny starającej
się ogarnąć miasto aniołów?
Shannon poprawił ciemne okulary i lużno opadł na
barierkę.
- Ciekawość. Chęć odpoczynku. Jet lag. – wzruszył
ramionami. – Czy to ważne?
- Też Cię długo ten jet lag trzyma, nie? – klepnęła go
krzepiąco w ramię. – Przystosowywałam się do zmiany czasu 3 dni i nadal mam
napady snu w południe. – wyjaśniła zdziwione spojrzenie perkusisty. – Nie martw
się, zagadam Cię na tyle że nie zdołasz zmrużyć oka!
- Mam nadzieję. – uśmiechnął się delikatnie Shannon
postanawiając nie przyznawać się, że z samolotu wyszedł dopiero kilka godzin
wcześniej.
--
Tim wszedł do swego mieszkania i pierwsze co zrobił to
wrzucił kurtkę i koszulkę do prania. Wyjął telefon z kieszeni i wykasował
numery które próbowały za wszelką cenę się z nim skontaktować. My Darling
Murder znowu nie wypaliło i jedyne co mu pozostało to granie na basie z
Marsami. O ile go będę chcieli przyjąć do siebie na nagrywanie płyty i do
kolejnej trasy.
- Kurwa. – kopnął leżący w przedpokoju but i wyjął
papierosy z kieszeni. Miał rzucić ten nałóg razem z Shannonem i Tomo po MARS300
ale jak zwykle nie wyszło. Jak wszystko
inne w tym moim zasranym życiu. I na dodatek ta laska z dzisiaj. Niech sama kurwa uważa gdzie idzie. Zaciągnął
się papierosem i krytycznie spojrzał na zamknięte okno. Nie, nie otworzę. Zdechnę w tym smrodzie. I wypuścił strużkę
białego dymu.
--
- Przyjechałaś tu za pracą? – zapytał się jej Shannon,
podając jej przemyconego w plecaku rogalika.
- Ale mnie dziś rozpieszczasz. – ucieszyła się i wbiła w
niego zęby. – Świetny! Musisz mi potem podać miejsce skąd go kupiłeś, ok?
- Pierwsza lepsza piekarnia po drodze do parku. –
uśmiechnął się chytrze i poprawił okulary
- Teraz na pewno trafię! Nie za pracą. – spojrzała na
panoramę Los Angeles. – Miałam okazję zmienić miejsce pobytu dzięki mojemu
profesorowi, który chciał mnie mieć jak najdalej od swych cennych zbiorów. –
Shannon zmarszczył brwi w geście niezrozumienia. – Jest patologiem
weterynaryjnym i kolekcjonuje każdą coraz to bardziej dziwaczną zmianę.
- Ochydne. – mężczyzna obruszył się. – Nie rozumiem
lekarzy.
- Nie należą do najnormalniejszych ludzi.- wyszczerzyła
się szeroko. –Szukałam miejsca gdzie bym mogła robić doktorat i przy okazji
nostryfikować dyplom a jednocześnie doktor Troumman, prowadzący klinikę tutaj,
poprosił mojego profesora o namiary do kilku lekarzy którzy mogliby u niego
popracować przez jakiś czas no i tak się tu zjawiłam.
- Nie szkoda Ci było zostawić rodziny? – zapytał z
zaciekawieniem.
- A Tobie nie szkoda zostawiać tu wszystkich jak
wyjeżdżasz na kilka miesięcy w trasę? Szczególnie że ostatnia trwała 2 lata. –
odpowiedziała.
Shannon zgodził się skinięciem głowy.
- Widzę, że zaczęłaś interesować się 30 second to Mars. –
uchylił okulary by mogła zobaczyć jak puszcza do niej oczko.
Christine wywróciła oczyma.
- W końcu jestem teraz na przejażdżce rowerowej z
perkusistą tejże grupy, co nie?
- Patrz jaki zaszczyt Cię kopnął!
- Nie będę mogła teraz wrócić do swego normalnego życia.
– wyciągnęła język i westchnęła głęboko. – Miło było ale musimy się powoli
zbierać, co nie?
- Spieszysz się gdzieś? – zapytał zaciekawiony. – Nawet
nie zaczęliśmy zwiedzania miasta.
- To przełożymy to na następny raz, dobrze? – zaplotła
luźnego warkocza na prawą stronę. – Nie wiedziałam że to potrawa tak długo, a jutro
mam na rano i muszę być wyspana, bo 10 godzin w stanie pół żywym nie należy do
najprzyjemniejszych. – chwyciła rower i spojrzała na Shannona. Dorosły
mężczyzna, zapuszczony jakby od kilku lat nie widział maszynki z zapadniętymi
oczyma i starający się ukryć ciągłe ziewanie. – Zresztą, sam nie wyglądasz
najlepiej więc nie będę Cię tutaj trzymać na siłę.
- Przecież sam do Ciebie zadzwoniłem. – żachnął,
jednocześnie przegrywając walkę z ogromnym ziewnięciem. – No dobra, może
rzeczywiście dzisiaj nie jest najlepszy dzień na zwiedzanie.
- Rozsądna decyzja panie Leto. – Christine uśmiechnęła
się delikatnie i wskoczyła na rower. – Blisko do Ciebie z tego parku w którym
się umówiliśmy?
- Niedaleko. – Mieszkam
zupełnie po drugiej stronie miasta ale nie wydaje mi się że sama dojedziesz na
miejsce.– Ruszamy!
--
- Jestem w domu! – krzyknął Jared otwierając drzwi od
mieszkania. Z racji wypicia, małej bo małej ale jednak, pewnej dawki alkoholu
postanowił zrobić sobie spacer po ulicach miasta aniołów i dotrzeć do siebie o
własnych nogach. Auto odbierze najwyżej jutro. – No tak, dzięki za odpowiedź. –
mruknął i rzucił kluczyki do wazy stojącej przy drzwiach frontowych. Białe ściany
patrzyły na niego gniewnie i nawet wszechobecne obrazy nie poprawiły mu humoru.
Nie tym razem. Założył zdezelowane kapcie i poczłapał w nich w stronę kuchni.
Wyjął z lodówki ostatnie piwo jakie się ostało i legł bez tchu przed
telewizorem. Włączył go, zaczynając oglądać prezenterkę wiadomości opowiadającą
o sytuacji politycznej w kraju oddalonym od niego o lata świetlne. Otworzył
piwo z cichym syknięciem.
- Twoje zdrowie Dziadzie. Tak wygląda smutna szara
rzeczywistość gwiazdy rocka. – mruknął i wypił potężnego łyka złotego napoju.
--
- Droga powrotna była zdecydowanie lepsza. – Christine starła
pot z czoła i odetchnęła z ulga.
- Pewnie dlatego że jechaliśmy z górki. – Shannon uniósł kąciki
ust do góry.
- Jakiś Ty zabawny. – prychnęła i spojrzała w górę. –
Rany, ale genialne niebo! – pisnęła uradowana.
- Rzeczywiście. – perkusista przeciągnął się. - Trafisz
do siebie?
Kobieta spojrzała na niego z politowaniem i ucałowała w
policzek.
- Dzięki wielkie za przejażdżkę! – wskoczyła na rower i
pomachała ma na pożegnanie. Shannon został jeszcze przez moment na skrzyżowaniu
po czym wyciągnął z telefon kieszeni.
--
Tym razem zejście do piwnicy i schowanie roweru odbyło
się bez obecności przerażającej starszej pani, co Christine powitała z
wdzięcznością. Weszła powoli po schodach i otworzyła obdrapane drzwi do
mieszkania.
- Jestem już! – krzyknęła od progu, zdejmując stare
adidasy.
- Wyglądasz jakbyś przebiegła maraton. – odezwał się
Ethan stojący w drzwiach od salonu. – Gdzieś Ty była i po co Ci był klucz od
piwnicy?
- Masz pozdrowienia od staruszki ze szklanym okiem. –
blondyn wzdrygnął się automatycznie. –
Mamy posprzątać piwnice inaczej zadzwoni do rady mieszkańców.
- Tu nie ma rady mieszkańców. – zmarszczył czoło. – To od
początku, po co był ten klucz?
Christine zakasłała zmieszana.
--
-Dom, w końcu dom.
– mruknął Shannon rzucając się na łóżko. Napisał jedno zdanie do zdjęcia,
puścił nowego twitta w świat i zasnął w ułamku sekundy.
--
Christine przejrzała się w łazience, obracając dookoła
własnej osi i przerażona nabrała powietrza w usta.
- Ethan! -
krzyknęła do piszącego na komputerze chłopaka.
- Co? - zapytał nie
odrywając wzroku od ekranu. Szybkie kroki i nałożenie ręcznika na sprzęt
zmusiło go do podniesienia wzroku. - No ej!
- Aż tak mocno
widać mi piegi? - pisnęła przerażona wskazując na swoją twarz. Ethan zmrużył
oczy i przyjrzał się uważniej współlokatorce. Na policzku jak i ramionach można
było dostrzec nieliczne ciemniejsze plamki pojawiające się na skórze.
- Zawsze miałaś.
- Na lato. -
jęknęła. - Gdy za dużo czasu spędziłam na słońcu a nie teraz gdy zaczyna się
marzec!
- No wiesz, tutaj
zbyt dużego słońca teraz nie ma..
- Właśnie! To co
będzie w czerwcu czy lipcu! Znowu będę cała w tych brązowych cholerstwach nie
dających się niczym usunąć!
- Przecież nie wyglądasz
tak źle, nie przesadzaj.
- Jesteś gejem w
dupie masz jak wyglądam. - fuknęła.
- Też racja. -
uśmiechnął się szeroko.
Christine rzuciła
kilka zdań po polsku i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Ethan zaśmiał się
pod nosem i powrócił do reportażu.
--
Vicky ułożyła się
obok śpiącego męża i jednego z kotów, poprawiając jeszcze w międzyczasie
kołdrę. Sięgnęła po telefon przeganiając niepotrzebną myśl z głowy. Nie jestem uzależniona od Twittera, to
zajęcie Jareda. Zmrużyła oczy by lepiej widzieć małe literki wyświetlone na
ekranie.
- No no no.. –
szepnęła sama do siebie. – Niezły powrót do domu Shanny. – zaśmiała się cicho
na widok nowego zdjęcia starszego Leto.
*****
Tym oto sposobem
zakończył się luty – pierwszy miesiąc w życiu Kryśki w Ameryce, Krainie Snami i
Marzeniami płynącej!
Nie wiem co sądzić
o tym rozdziale – sami oceńcie.
Dziękuję bardzo
bardzo ale to bardzo za wszystkie komentarze! : ) Dają one niesamowity zastrzyk
energii! Dosłownie kopnęły mnie one w tyłek by napisać ten rozdział, co prawda
znowu miesiąc czekanie za co serdecznie przepraszam, ale przy okazji spróbuję
następny napisać w szybszym okresie czasu – zrobię co w mojej mocy
przynajmniej!
Lingerer przeprowadziła ze mną wywiad - możliwość przeczytania tutaj
Lingerer przeprowadziła ze mną wywiad - możliwość przeczytania tutaj
Miałam tutaj
napisać coś więcej ale kompletnie zapomniałam co.. Kurna.
Powodzenia w egzaminach studenciaki!
przeczytałam i jak zwykle się uśmiałam ^^ Ciekawi mnie do czego to wszystko prowadzi, bo jak na razie to odnoszę wrażenie, że głównym punktem tego opowiadania jest ten pies Constance i koty Tomo xD Ale fajnie mi się czyta, uwielbiam <3 I czeka na następną część!
OdpowiedzUsuńMissAly17
Nadrabiam zaległości na blogach, ale u Ciebie jestem dość szybko :) Świetny rozdział! Zabawny, dobrze napisany, wszystko mi się podobało, co tu będę dużo mówić :D Coraz bardziej ciekawi mnie relacja jaka jest między Kryśką a Shannonem... No, zobaczymy co tam się wydarzy :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOjeeeeejku! Chyba mój kolejny ulubiony rozdział :D No i czytało się tak szybko i leciutko, że czuję meeega niedosyt! Proszę, nie każ nam czekać na kolejne części tak długo! Ja wiem, że nauka i inne zajęcia, ale... *__*.
OdpowiedzUsuńShannon wymiata! I zaskoczyłaś mnie, pozytywnie, tym zdjęciem z Twittera. Baaardzo fajny pomysł :). Ogólnie to ja jestem fanką Shanna tutaj! Jestem ciekawa, czy coś będzie pomiędzy Kaśką a nim. A może Tim? Właśnie! Kolejne miłe zaskoczenie, gdyż znów pojawił się Tim! Właśnie tak teraz sobie myślę, co z tym kolesiem. Czy Marsi zaproszą go do nagrywania, czy może 'przyjmą na stałe' albo będzie robić jako dodatkowa para rąk podczas koncertów, jak do tej pory? No cóż, zobaczymy :).
Buziaki! :*
no oczywiście - jutro koło (na ktr nic nie umiem, co za niespodzianka! uwielbiam maratony studyjne!), a ja czytam Twoje opowiadanie, no bo co miałabym do roboty innego. :D
OdpowiedzUsuńzabrzmię banalnie, gdy stwierdzę, że zdecydowanie za krótko i za rzadko publikujesz? no niestety, tekst oklepany, ale co poradzę na to, że postać Kryśki powoduje takiego banana na mojej twarzy?(: nie wiem, co w niej jest (i w tym opowiadaniu), ale wszystkie troski znikają, gdy się to czyta. chwali się to, chwali, a jakże.
babcia ze szklanym okiem cudowna, były sąsiad jeszcze bardziej - jak widać, nie tylko nasza kochana Polandia ma dziwne społeczeństwo. co do morderczego maratonu rowerowego, jednocześnie współczuję i zazdroszczę naszej Kryście - ze sportem jestem na bakier, jak i ona, ale ciepły wieczór w LA i towarzystwo Shanny'ego może to zdecydowanie zrekompensować.
lecę, materiał sam się w nie wkuje (a szkoda!)
mam nadzieję, że następny szybciej się pojawi, w końcu przyda się jakieś miłe oderwanie od monstrum, jakim jest sesyja. powodzenia Tobie też i pozdawiam sedecznie!:*
Powodzenia wielkie w maratonie - sama mam pierwszy egzamin w środę a zamiast nauki napisałam i dodałam ten rozdział i mam taki przypływ emocji że najchętniej pisałabym dalej ale niestety..
Usuńnastępny ma być szybciej - zbliżamy się do momentu którego opisania wręcz nie mogę się doczekać i stres egzaminacyjny na pewno przyspieszy proces twórczy :D
dziękuję bardzo za pochwałę i przebrnijmy tą sesję :D :*
oooo, ale mnie zachęciłaś! zdecydowanie narobiłas nieziemskiego apetytu na następne posty. jeszcze większego niż był, of kors. :3
Usuńno fakt, 'stres egzaminacyjny' - zapomniałam, że ja podczas niego mam idealnie posprzątany dom i nadrabiam wszystkie lektury... fakt, pewnie nadejdzie do Ciebie wielka wena :D
No nareszcie nowy rozdział! Co do powiadamiania, to powiadamiaj mnie na moim blogu: http://the-way-im-going.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSzykuje się imprezka urodzinowa Shanna ;> Ciekawa jestem co też wymyślili z tej okazji ;D
A co do Kryśki i Shannona... nie mam pojęcia co też może wyniknąć z ich relacji...
Mówiłam już, że uwielbiam jak piszesz? Jeśli nie, to mówię teraz ;D Zawsze uśmieje się jak głupia i poprawia mi się humor ;D
Haa.. no proszę, Shannon tutaj zaczyna się poświęca. Z miejsca zakochałam się w fakcie, że wstawiłaś tego twitta, o którym wcześniej pisałaś. To napełniło mnie takim przedziwnym uczuciem, takim wrażeniem, że to co piszesz jest dosłownie prawdziwe. Że Shannon faktycznie odbył sobie taki oto spacerek z Kryśką a potem trzasnął sobie śliczną fotkę. I wiesz, że przez Ciebie zaczynam coraz bardziej doceniać i lubić Shannona. Pocieszny człowiek, słuchaj. Coś mi się wydaje że z nim bym się w realnym życiu dogadała o wiele lepiej niż z Dżaredem. No i tak, gadam o wszystkim, tylko nie o rozdziale. Było długaśnie, ale tak ma właśnie być! Jak zwykle nie zawiodłaś i dawaj tak dalej. Czekam na kolejny! [który z pewnością pojawi się szybciej niż za miesiąc, prawdaaa? ;)]
OdpowiedzUsuńWreszcie nadrobiłam i pomimo tego, że przed sekundą skończyłam to już mam chrapkę na nst, szkoda że będzie dopiero po tych wszystkich egzaminach, ale liczą sie dobre wyniki :) Wgle, twoje rozdziały napędzają mnie pozytywną energią, masz świetny styl i za to ogólnie lubię twgo bloga. :) Czekam na nst, pozdrawiam :3
OdpowiedzUsuńRozdział świeeeeetnyyyyy *-*
OdpowiedzUsuńBabcia ze szklanym okiem, rozbroiła mnie na całego. Śmiałam się do monitora gdy czytałam jej wywód na temat sprzątania i Pana Jenkins'a :D
Zaskoczył mnie Tim. Tu zachowuje się jak skończony gbur, co jest intrygujące, bo z tego co wiem, w realu jest miłym gościem.
Kocham Twój styl pisania. Lekki, luźny, interesujący i wciągający zarazem :)
Nie mogę się doczekać urodzinowej imprezy Shannona. Jestem pewna, że będzie się działo xD
Tak, więc czekam na kolejny rozdział :)
Hej, nie można pod rząd pisać tak świetnych rozdziałów ale chyba jestem Ci to w stanie wybaczyć:P
OdpowiedzUsuńBabcia ze szklanym okiem była chyba bardziej przerażająca niż ta migająca żarówka i karaluchy.
Czekam na imprezę urodzinową Shannona i ciekawość mnie zżera, co tam też Jared wymyśli :D pewnie coś baaaaaardzo zaskakującego. A jeśli o Zwierzaku mowa, to mogłabym się z nim na taką rowerową wycieczkę po LA [i nie tylko] wybrać.
Powodzenia i do następnego xD
Na worlds-seventh-end.blogspot.com pojawił się drugi rozdział ;) zapraszam.
OdpowiedzUsuń