niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział 7


Marzec

Emma wstała i ziewnęła przeciągle. Marzec. Nie do końca jestem przekonana czy lubię marzec. Wyciągnęła ręce jak najdalej w górę i przekrzywiła głowę w obie strony. Sięgnęła po telefon przelatując wzrokiem po nowych wiadomościach które pojawiły się w przeciągu nocy.
- Nie ważne, nie istotne, ważne, spam, dość istotne, nie chce powiększać penisa.. – mruczała pod nosem, drugą ręką drapiąc się po brzuchu. – Stanowczo muszę zainwestować w lepszy system sortujący śmieci. – westchnęła i dotknęła stopami zimnej podłogi. Skrzywiła się, jednak twardo ruszyła do przodu. Jak zawsze.
--
- Hej Dixie. – Christine oparła się o ladę, zaglądając w papiery blondynki. – Już jestem.
- Masz 3 minuty spóźnienia i do tego Troumman przydzielił Cię pod James’a.– podała jej kartkę, nie podnosząc wzroku znad klawiatury. – Pokój 104.
- A on gdzie pojechał?
- Sympozjum. – Dixie machnęła niedbale ręką. – Już 4 minuty spóźnienia.
- Ale dziś drażliwa jesteś.. – Christine wydęła dolną wargę i obróciła się na pięcie. Skinęła głową kilku osobom czekającym na krzesłach i weszła do gabinetu. – Cześć James, dziś ty się mną zajmujesz.
- podała mu kawałek papieru.
- David jest na kolejnym spotkaniu. – mruknął bardziej do siebie niż do brunetki. – Dziś siedzę cały dzień w sali operacyjnej, a anestezjolog ma wolne więc mam nadzieję że pamiętasz jak się podaje leki?
Christine westchnęła ciężko.
--
Shannon otworzył leniwie oko na dźwięk otwieranych drzwi na taras.
- Co jest bracie, wena nie dopisuje? – zapytał, widząc jak Jared wyszedł zrezygnowany z domu.
- Odpieprz się. – warknął brunet siadając na najbliższym krześle. – Totalnie nic nie mam w tym zakutym łbie.
- Więc może odpoczniesz kilka dni a nie na siłę próbujesz znaleźć natchnienie? – mruknął Shannon popijając powoli jakiegoś kolorowego drinka z palemką.
Jared spojrzał na niego z niewyraźną miną.
- Tak właściwie to co tu i robisz i co do cholery pijesz?
- Christ wysłała mi przepis na to. – rzucił bez zastanowienia i siorbnął głośno. – „Kociołek Panoramixa” czy jakoś tak to się nazywa. – wskazał na dość pokaźne wiaderko stojące obok jego nóg. – Chcesz trochę?
- Nie ma nawet południa. – westchnął młodszy po czym podał starszemu plastikowy kubek.
--
- Nie, nie mogą być zielone. – Emma warknęła do słuchawki. – Mają być czerwone i niebieskie, mówiłam to dwa razy i bardzo wyraźnie. – potarła palcami skroń. – Byle na 10, dobrze? – usłyszała zadawalającą ją odpowiedź i odłożyła słuchawkę. – Z kim muszę pracować. – mruknęła sama do siebie, wychodząc na balkon. Choć bardziej by pasowało by Jared przestał wymyślać takie a nie inne pomysły, szczególnie gdy jest tak mało czasu na ich wykonanie. Spojrzała tęskno na średniej wielkości słoik stojący obok niej, wypełniony od połowy wody. Filtry od papierosów pływały sobie w nim niczym statki bez masztów i niemo zachęcały do powiększenia floty. Jeden mały papieros z nikogo palacza nie zrobi.
--
- Niezły jesteś. – stwierdziła z podziwem Christine, patrząc jak jego sprawne palce władając narzędziami i zaszywają potężną dziurę w małym psie. – Już czuję się spokojniejsza o tą operację na tym belgu.
- Nie wiem czy masz co porównywać. – spojrzał na nią przelotem. – Tam mamy serce a tu jelita.
- Nigdy nie widziałam operacji na otwartym sercu. – przyznała się Kryśka, sprawdzając tętno. – Dodatkowo zależy mi aby wszystko dobrze się skończyło.
- Nie zawsze wszystko się dobrze kończy. – obciął końcówkę nici i sprawdził jak trzyma się szew. – Ten pacjent potrzebuje wybudzenia i umycia, nic więcej z nim nie zrobię.
- To zaniosę go do sali obok. – zaoferowała brunetka, głaszcząc nie kontaktującego zwierzaka i odpinając od niego niepotrzebną aparaturę. – Kogo mamy następnego?
James ściągnął rękawiczki i spojrzał z uniesionymi brwiami na stającą niedaleko praktykantkę z zeszytem. Speszyła się dziewczyna i szybko wyrzuciła z siebie jedno zdanie.
- Kot, 7 lat, resekcja jelita.
James spojrzał ze zmęczeniem na Christine.
- Dopiero zaczynamy a już mam dość.
Brunetka uśmiechnęła się pocieszająco.
--
- Max unieś prawą rękę bliżej gryfu, Kate oprzyj sobie wygodniej gitarę o nogę bo znowu będziesz przerywała w połowie, Jess bardzo dobrze. – poprawił swych młodych uczniów Tomo, uśmiechając się do nich zachęcająco i uderzając mocno ręką w struny. – Pamiętacie na czym zakończyliśmy na zeszłych zajęciach? Powtórzmy to sobie na spokojnie i przejdziemy dalej!
Dzieciaki spojrzały na niego niepewnie ale gdy zaczęły grać znikła niepewność jak i strach – liczyła się tylko muzyka.
--
- To się tej małej udało. – stwierdził Jared biorąc kolejnego łyka zabójczej mieszanki. – Nie wiem co to ale jest genialne.
- A  twój wegański organizm to przetrzyma? – zaśmiał się pod nosem Shannon, wyciągając nogi daleko przed siebie.
- Zobaczymy! – stwierdził hardo brunet, dolewając sobie kolejną porcję. – Tak w ogóle to spotkałeś się z nią teraz?
- Nie ma czasu. – stwierdził Shannon, krzywiąc się nieznacznie. – Składała papiery na uczelnie i ma zapierdziel w pracy. Pojadę razem z Codym to się z nią zobaczę.
- „Składała papiery na uczelnie.” – powtórzył pogardliwym głosem jego brat. – Umawiasz się z dzieciakiem.
- Jesteś ostatnią osobą która może się tego czepić. – odgryzł zręcznie. – Zresztą nie umawiam od razu, tylko raz spotkałem, nie musisz się bawić od razu w portal plotkarski.
- Coś bardzo drażliwy jesteś na jej punkcie. – Jared spojrzał uważniej na brata. Shannon siedział spokojnie na starym aczkolwiek wygodnym leżaku, wystawiając twarz do słońca łapiąc tym samym jego nieliczne promienie. Kurczowo trzymał w rękach na wpół skończoną mieszankę, uderzając palcami o jej brzegi w bliżej nieokreślonym rytmie. – Nic nie można nawet powiedzieć.
- Drażliwy to jesteś ty i twoja nieograniczona duma. – spojrzał na niego poważnie. – Zrób sobie kilka dni wolnego, naprawdę, bo przegrzejesz kabelki i gówno wyjdzie a nie muzyka.
- Możliwe że odpocznę na dniach. – uśmiechnął się słabo do brata, patrząc na ekran telefonu. – Tobie też radzę zarezerwować sobie ten weekend.
Shannon zmarszczył brwi.
- Nie  planuj nic, bo to się zawsze źle kończy.
- Niczego nie planuje. – wypił ogromny łyk napoju alkoholowego.
- Mówię poważne Jerry.
- Ależ rozumiem to Shanny.
Zmierzyli się wzrokiem i zaśmiali głośno.
--
- Max, masz coś na tego gościa od kradzionej muzyki od młodzików? – Ethan krzyknął do drobnej blondynki przewracającej energicznie papiery.
- Nic, totalnie nic. – skrzywiła się i rzuciła długopisem w ścianę. – To jest bez sensu, koczowaliśmy tam prawie tydzień dzień w dzień i nie na niego nie mamy. Tak jakby wszystkie transakcje odbywały się wyżej.
- Zapewne są prowadzone wyżej ale on nawet nie nagrywa ich występów to jak może przekazywać to dalej? – przetarł dłonią włosy. – Tak jakby gwiazdy same wybierały co chcą.
- Niby jak? – Max spojrzała na niego ponuro. – Jakoś Gagi w mięsie tam nie widziałam. A z tego co o niej wiemy, trudno ją przeoczyć.
- Wątpię czy akurat ona by to kupowała ale raczej ich menadżerowie. – Ethan zamyślił się na moment. – No nic, pomyślimy nad tym później. Co teraz masz?
- Muszę się dostać na mecz hokejowy i wykonać wywiad z najlepszym zawodnikiem. – wskazała na wycinki leżące na jej biurku. – Tyle że nie mam bladego pojęcia o tej grze.
- Mnie się nie pytaj. Siedzę w piłce nożnej która w tym kraju jest całkowicie niedoceniona.
- A jak można docenić spoconych facetów uganiających się za nadmuchanym kozim pęcherzem? – burknęła Max i aż odsunęła się kilka metrów na swym fotelu na kółkach pod nienawistnym spojrzeniem Ethana. Fanatyk.
--
- Jutro jedziesz z Cody’m? – zapytał się Jared starając nie ruszać głową. Po trzecim kubku świat zaczął uciekać spod jego stóp i najwyraźniej nie miał zamiaru powracać, więc nieruchoma pozycja wydawała się najbardziej korzystna dla gwiazdy rocka.
- W chwili obecnej nie do końca jestem pewny. – Shannon mrugnął. Nic. Mrugnął ponownie. Nic. I ponownie. Te cholerne plamy za nic nie chciały zniknąć. – Ale jak mówiłem tak wcześniej to zapewne miałem racje.
- Przejadę się z tobą. – brunet spojrzał na ekran telefonu. – I tak nie mam nic do roboty.
- Wątpię czy znajdziesz nową piosenkę pośród chorych zwierząt.
- Chcesz się z nią widzieć sam na sam to wystarczy powiedzieć. – wzruszył ramionami Jared, dopijając resztki mieszanki.
Shannon przyłożył sobie rękę do twarzy i zaczął ją powoli od siebie oddalać.
- Wezmę cie ze sobą. – mruknął cicho brunet, skupiając całą uwagę na wyciągniętej dłoni. – Jay, ile ja mam palców?
- A ile zostało ci w kociołku? – Jared wstał, czego od razu srogo pożałował bo nogi same skierowały go dwa kroki w lewo. – Oż w mordę.
- Kończymy go dzisiaj? – starszy spojrzał na młodszego, który wyraźnie zdziwiony starał się zorientować w pozycji jaką zajmował na własnym tarasie. – Szkoda wylewać.
Jared zerknął na czerwony, pienisty napój wesoło iskrzący się w słońcu i wyciągnął przed siebie pusty kubek.
- Zawsze raźniej upić się w dwójkę, co nie?
--
- Ten skończony. – odetchnęła z ulgą Christine, odkładając luźnego kociaka na stół obok. – Co teraz?
- Idę na obiad a ty zabierz się za pacjentów. – James podał jej klucz do pokoju 104. – Zjem i cię od razu zmienię, bo jak Davida nie ma to się od razu kolejka robi i trzeba siedzieć po godzinach.
- I tak wszystko idzie na twoje konto. – zakręciła kluczem i odwiesiła zielony fartuch by przywdziać biały. James zlustrował ją wzrokiem z góry na duł.
- Odstraszasz pacjentów tą bielą.
- Wątpię czy robi im to jakąkolwiek różnicę. – burknęła, przejeżdżając dłonią po materiale. - Kolorowy zostawiłam w Polsce.
- Mam nadzieję że ci go szybko przyślą bo czuję się przy tobie jak na inspekcji. – wytarł ręce w ręcznik i otworzył jej drzwi. – Nie żebym coś do ciebie miał.
Kryśka spojrzała na niego i zmrużyła leniwie oczy.
- Oczywiście. Idź jedz zanim się rozmyślę.
--
„Pojechałam z Milo do weterynarza, jak będziesz wcześniej to spróbuj zrobić coś na obiad”, wystukała Vicki na swym telefonie i wysłała do męża. Rudzielec w granatowym futerale wydał z siebie gardłowy odgłos nie wróżący nic dobrego.
- Nie burz się tak. – fuknęła na niego właścicielka i wyszła z samochodu w stronę dobrze znanej kliniki. – To tylko wizyta kontrolna.
Kocura to jednak nie uspokoiło i zaczął wydawać z siebie coraz głośniejsze dźwięki. Brunetka westchnęła cicho i przeszła przez szklane drzwi, jednocześnie starając się nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi. Jej mężowi może pasowało występowanie na scenie przed tysiącami ludzi, udzielanie wywiadów oraz ta cała otoczka popularnego gitarzysty ale ona nie przepadała za spędami ludzi których nie zna a którzy doskonale orientują się w każdym momencie z jej życia. Koty, aparat fotograficzny i zaufani znajomi to to czego potrzebuje do szczęścia. Rozejrzała się po korytarzu i ujrzała znaną panią doktor, otwierającą właśnie drzwi do małego gabinetu. Na jej szczęście kolejki do niej nie było więc po załatwieniu formalności w recepcji zaniosła oburzonego kota na spotkanie ze swym lekarzem.
- Można? – zapytała, wkładając głowę w drzwi. Kobieta uśmiechnęła się serdecznie i ruchem ręki zaprosiła do środka.- Przyniosłam rudzielca na kontrolę.
- Właśnie sobie wczoraj o tobie myślałam maluchu. – lekarka zaćwierkała do Milo który fuknął na nią przeciągle. – Oj, wiedzę że tylko ja się tu stęskniłam.
- Milo nie należy do miłośników szpitali. – wytłumaczyła kota Vicki, otwierając futeralik.
- Nie znam osoby która je lubi. – zaśmiała się lekko brunetka, chwytając kociaka i zaczynając go powoli obmacywać. – Widzę, że czuje już się o wiele lepiej. – stwierdziła, po tym jak w ostatniej chwili cofnęła rękę unikając tym samym spotkania z ostrymi pazurami.
- O tak, znacznie. – przytaknęła energicznie Vicki. – A pani jak się tutaj zakwaterowała?
- Christine. Ostatnio chyba przeszłyśmy na ”Ty”. – Polka uśmiechnęła się do Chorwatki. – I nie jest najgorzej, dziękuję. Delikatny problem z aklimatyzacją ale to minie z czasem.
- Ale ile przy tym się człowiek nerwów naje. – mruknęła ponuro Bosanko, obserwując swoiste unikanie kocich łap przez lekarkę. – Mąż też próbuje się na powrót zaklimatyzować w Los Angeles i całe szczęście chyba mu się to w końcu udało.
- A mieszkaliście gdzieś indziej?
- Miał liczne wyjazdy służbowe i rzadko kiedy bywał w domu. – wyjaśniła Vicki, postanawiając jak na razie nie tłumaczyć jakiego typu były to wyjazdy. – A teraz, gdy się skończyły, to roznosi go energia i nie ma gdzie dać jej upust.
- Daj mu trochę czasu. – Kryśka oddała Victorii Milo i zaczęła wpisywać wizytę w książeczkę zdrowia kota. – Za niedługo przyzwyczai się do rodzinnego trybu życia, zobaczysz. – wykonała ostatnią poprawkę i oddała papiery właścicielce rudzielca. – Proszę, kot jest zdrów jak ryba! Teraz tylko wypuszczaj go gdy będzie cieplej a zapewne zobaczymy się dopiero na kolejnych szczepieniach.
- Dziękuję bardzo. – Vicki odebrała swoje rzeczy i sprawdziła raz jeszcze czy Milo jest dokładnie zamknięty w transporcie. Spojrzała na poprawiającą fartuch kobietę i włożyła rękę do kieszeni. – Niedawno przyleciałaś do Stanów, prawda?
- Aż tak to widać? – jęknęła cicho Christine, drapiąc się w tył głowy. – Dopiero zaczynam.
- Jak chcesz się rozerwać to daj mi znać. – wyjęła wizytówkę i podała ją zdziwionej kobiecie. – Jeździłam na wakacje do dziadków i wiem jakie to uczucie znaleźć się nagle pomiędzy obcymi ludźmi. – wyjaśniła, starając się nie sprawić wrażenie zbyt nachalnej. Kryśka skinęła ochoczo głową i schowała wizytówkę.
- Zadzwonię na pewno. – zapewniła ją brunetka. – Dzięki za zaoferowanie takiej możliwości.
- Nie ma sprawy. – machnęła Vicki i wyszła z gabinetu, mamrocząc spokojnie do podenerwowanego kota.
Kryśka spojrzała na otrzymaną wizytówkę i uśmiechnęła się szeroko do siebie. Zawsze jest lepiej móc otworzyć usta do jednej osoby więcej w tym ogromnym mieście.
--
- Jared! – okrzyk Emmy był słyszalny w całym mieszkaniu. – Jared, wiem że tu jesteś, odezwij się! – spróbowała jeszcze raz poczym usłyszała ściszone głosy dochodzące z tarasu. Pewnym krokiem ruszyła w stronę szklanej ściany, niepewna czy chce oglądać to co się znajduje za nimi.
- Idzie tu.
- Wiem.
- Uciekamy?
- Myślisz że zdążymy?
- Nie sądzę. – warknęła głośno blondynka, stając nad dorosłymi mężczyznami leżącymi na rozklekotanych leżakach, patrzących na nią mętnymi spojrzeniami. Jared nasunął sobie kapelusz na oczy i udał wybitnie zainteresowanego błękitną wodą w basenie, natomiast Shannon uśmiechnął się szeroko i wyciągnął przed siebie pusty kubek.
- Dołączasz do zabawy Em? – uśmiechnął się rozbrajająco.
Blondynka spojrzała na zegarek i jęknęła cicho.
- Wiem co chcesz powiedzieć. – odezwał się poważnym głosem Jared, jednak cały efekt został zepsuty przez gwałtowne czknięcie. Niezrażony kontynuował. – Jest po południu! Pijemy już jako gentelmani!
- Jest 12.43 Leto! – krzyknęła, na bracia natychmiastowo zakryli uszy. – Co to w ogóle jest? – powąchała pusty garnek i przekrzywiła głowę. – Pachnie jak wóda połączona z winem i sokiem malinowym.
- I szampanem! – zawołał Shannon, wyciągając dłoń do brata który automatycznie ją przybił.
Emma zmrużyła groźnie oczy.
- Dzieciaki. – fuknęła i rzuciła garnkiem o podłogę, robiąc przy tym nieziemski hałas. Stukot jej obcasów zaczął się powoli od nich oddalać, na co Shannon zaśmiał się cicho patrząc na brata który w tym momencie wyraźnie odetchnął z ulgą.
- Pamiętasz jak zakomunikowaliśmy mamie że wylatujemy do Los Angeles? – zapytał nagle szeptem, jakby się bał powrotu rozwścieczonej blondynki.
- Jak nie wiedziała czy nas chwalić za odwagę czy zbesztać za głupotę? – brunet na powrót się rozluźnił. – Do teraz mam przed oczyma tą starą, okropną kamienicę w której mieszkaliśmy.
- I tą dziwną sąsiadkę bez oka. – perkusista wzdrygnął się mimowolnie. – Dała nam nieźle w kość.
- Żyliśmy wtedy na krawędzi. – Jared założył ręce za głowę. – Mamy niebywałe szczęście, że skończyliśmy tak jak chcieliśmy.
- Niebywałe. Ale wiesz co? – spojrzał wprost w błękitne oczy brata które w końcu zostały uwolnione spod czarnych szkieł. – Było warto!
- Jest warto. – fuknął na niego cicho i spojrzał zdziwiony. – Co cię nagle zebrało na wspomnienia, panie Żyję-Chwilą?
Shannon wzruszył ramionami i spojrzał na rosnącą w pobliżu ogromną palmę, po czym uśmiechnął się delikatnie ni to do siebie ni do brata i ułożył wygodnie w leżaku. Masz racje – warto.
--
- Długi dzień. – Christine zdjęła z siebie fartuch. Za oknem zaczynam zapadać zmrok a trzeba było jeszcze zrobić sobie coś do jedzenia i przygotować do przyszłej operacji. – Myślisz że David przyjedzie do jutra?
- Jak nie to możemy wziąć innego lekarza. – wzruszył ramionami James. – Nie stresuj się tak, wiesz że nie można się przyzwyczajać.
- Doskonale o tym wiem. – przewróciła oczyma. – Wolę wiedzieć na czym stoję.
- To jutro się dowiesz. – nałożył skurzaną kurtkę i przepuścił Kryśkę w drzwiach. – Podwieźć cię? – wskazał na czerwonego ścigacza stojącego spokojnie na parkingu. Kobieta energicznie pokręciła głową.
- Dzięki, kupiłam miesięczny na metro. – machnęła ręką na pożegnanie i otuliła szczelniej płaszczem udając że nie słyszy cichego chichotu James’a. Wyjęła telefon i zaczęła pisać.
--
Jared uchylił lekko powiekę sprawdzając stan otoczenia. Słońce już zaszło, a on dalej leżał przed basenem czując chłodny powiew wiatru na policzku.
- Shanny, zaspaliśmy. – mlasknął i wyciągnął się ku górze, jednocześnie zsuwając z siebie błękitny koc. Podniósł go z ziemi i obejrzał zdziwiony.
- Zmarzł byś. – odezwał się Shannon wychodząc z domu z dwoma kubkami z gorącą herbatą. – Masz, bo pewnie w głowie ci tak samo huczy jak w mojej.
- Dzięki. – odrzekł ciepło Jared i chwycił gorący napój w obie dłonie. – Co jak bym bez ciebie zrobił? – wykonał przejaskrawioną minę wskazującą na głębokie wzruszenie, na co perkusista zareagował cichym gardłowym śmiechem.
- Zapewne nic pożytecznego. – stwierdził i upił łyk. Telefon leżący pod jego leżakiem zaczął nieustannie wibrować. – A kogo tu niesie? – mruknął i próbował zlokalizować go jedną ręką, drugą ciągle trzymając kubek z herbatą.
- Pewnie Emma chce nam popalić za wcześniej. – skrzywił się Jared, spoglądając na własne BlackBerry. – Do mnie próbowała się dodzwonić już jakieś kilka tysięcy razy.
- „Przypominam że jutro Cody ma być na czczo i równo na 9 rano, bo mamy zapieprz z operacjami a nie mam ochoty zostawać po godzinach” – odczytał na głos Shannon, na co młodszy brat zareagował śmiechem.
- Nie jesteś z nią a już zaczyna ustawiać cię po kątach. – zatrząsł ręką i herbata wylała się z kubka, parząc kawałek jego dłoni. – Kurwa, pierdolony wrzątek.
- Dostałeś za swoje. – prychnął mężczyzna, energicznie stukając w klawiaturę telefonu.
--
Chyba trochę tak bezpłciowo to napisałam. Christine skrzywiła się i odpisała Amelii, że nie ma pojęcia gdzie są wszystkie katalogi ślubne i powinna w tej sprawie zadzwonić do jej mamy. Ale spotkaliśmy się tylko raz, potem zadzwoniłam na drugi dzień z pytaniem jak zaszła droga powrotna, on dwa dni temu dzwonił czy mam jakieś ciekawe przepisy na drinki i tyle. Niech się cieszy, że w ogóle przypominam mu o operacji, nie jest to ani mój obowiązek ani… Przemyślenia zostały przerwane przy piszczący sygnał nowej wiadomości.
„Będę o czasie, przypilnuję aby nic nie jadł i nie masz się co denerwować : )”
Krystyna spąsowiała natychmiast i na jej twarzy zagościł jeden z tych przysłupowych uśmiechów. Metro zatrzymało się na kolejnym przystanku, przez co zadowolona opuściła metalową puszkę i ruszyła w kierunku swej niewyremontowanej kamienicy.





*****
Udało się dodać wcześniej niż zazwyczaj - a na dodatek już rozpoczęłam pisanie rozdziału 8 !!!
Zmieniłam szablon ale nie jestem do niego przekonana - lepszy ten czy wcześniejszy? Na którym się łatwiej czytało? (W zamierzchłych czasach prehistoryku bawiłam się w tworzenie szablonów, ba, nawet edytowałam grafikę! A teraz szkoda słów --')  Jednak nowy mnie wkurzał i powróciłam na stary, bardziej przejżysty. Jak ktoś chce/umie/ma zbyt dużo wolnego czasu to może coś powymyślać na ten temat ;)
Muzyki nie ma - do tego rozdziału musiałabym dodać chyba całą dyskografię Billy Talent'a ;)
Napisałam mały poradnik dotyczący festiwali - chętnych zapraszam! + Festiwal

Pozdrawiam gorąco, kibicujmy Irlandczykom i ciągłe kciuki za tegoroczną sesje jak i zbliżające się wyniki matur C:

12 komentarzy:

  1. Zacznę może od Twojego pytania - zdecydowanie wolę tamten szablon, był taki... optymistyczny i pasował mi do szalonej Kryśki, ten jakoś mnie nie przekonuje i nie mogę się odnaleźć na Twoim blogu ;p Co to rozdziału to jak zwykle świetny. Fajnie, że napisałaś coś z perspektywy Emmy. Uwielbiam ją, ta kobieta naprawdę jest genialna ;D Wrzaśnie, ryknie na tych Leto i postawi ich do pionu ;D A Vicki z Milo ;3 uwielbiam ich dwójkę xd Miło z jej strony, że zaprosiła Kryśkę i coś czuję, że będzie ciekawie kiedy (o ile) wszyscy się spotkają w jednym miejscu ;D A bracia i ich picie w południe xd no cóż... podziwiam ich i tak, że tylko tak się to skończyło, bo z mieszanką wybuchową, którą chyba tylko Polacy przeżyją poradzili sobie mistrzowsko xd Także... czekam na kolejny! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja lubię to opowiadanie. Zawsze poprawia mi humor a na twarz wkrada się uśmiech, dziękuję :D
    Widok pijanych Leto musi być bezcenny - ile ja bym dała by móc tego doświadczyć... ach...
    Vicki i Kryśka jako kumpele, to będzie szał jak się okaże, że Kryśka zna braci Leto, a Vicki to żona Tomo. Uwielbiam takie akcje :D Się już nie mogę doczekać xDD
    Nie wiem jak wyglądał nowy szablon,bo nie miałam okazji go zobaczyć, ale ten też mi się podoba :D [tak wiem, że to ten sam co był na początku :P]
    Czekam na kolejny i w ten upalny dzień pozdrawiam życząc zimnego drinka z palemką... byle nie przed południem :P

    PS. Mam małą prośbę, mogłabyś zmienić w linkach nazwę do mojego bloga? Zamiast MeMyselfandMARS zrobić my_alibi bo tak się teraz nazywam. Dziękuję :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam wczoraj, ale nie miałam już czasu skomentować, chociaż w sumie na czytanie też nie powinnam mieć czasu. Jednak lepsze to niż męczenie się z nauką. Miły przerywnik :D. Ale powracając do czegoś sensownego...
    No kolejny rozdział, który bardzo mi się spodobał, mimo że w sumie aż takiej mega akcji nie było :D. Jestem fanką fragmentu o Kociołku Panoramixa (dobrze pamiętam?). Jejku, ja po prostu piałam z tego jak głupia :D. Pominę fakt, że poplułam wodą ekran :P.
    "- Idzie tu.
    - Wiem.
    - Uciekamy?
    - Myślisz że zdążymy?
    - Nie sądzę. – warknęła głośno blondynka[...]" - Moja wyobraźnia wymiata i czytając, to właśnie w tym momencie poległam ze śmiechu :D:D. Jakbym widziała siebie i znajomych :D.
    Dodatkowo podoba mi się pomysł... Nie, źle to napisałam. Fajnie, że Vicki tak chce się zakumplować z Kryśką. Polce będzie łatwiej w nowym świecie, o wiele! I nie mogę się doczekać tego, aż zaczai, kto to właściwie jest i jak oni tam są powiązani :D.
    Aaa! I mało mi Tomo, w sensie tych opisów jego gry z uczniami :D. To takie... ciekawe, miłe i w ogóle pewnie wiesz, o co mi chodzi :PP.
    I chyba to na tyle.
    Buźki ;*.

    PS.
    Co do szablonów, to w sumie sama nie wiem. Podoba mi się ten, jak i ten czarny. Więc chyba Ci nie pomogę z wyborem, haha :D:D.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahaha, rozbroiłaś mnie tym Kociołkiem Panoramixa. Śmiałam się jak opętana. Bracia Leto wymiatają.
    Ciekawy pomysł z tym, żeby Kryśka i Vicky spotkały się na prywatnym gruncie.
    W ogóle bardzo mi sie podobał ten rozdział, zresztą jak zawsze. :)

    Pozdrawiam, Shadow

    OdpowiedzUsuń
  5. Uduszę się zaraz ze śmiechu... kociołek Panoramixa wymiata :D
    Ile ja bym dała, żeby zobaczyć zataczającego się Jareda - królestwo + wkurzającego brata!
    Rozdział genialny. Perfekcyjnie go napisałaś, wszystko jest dopracowane do ostatniej kropki no i te emocje! :D
    Też chcę umieć pisać tak jak Ty :3
    Co ja jeszcze... aha! albo mi się wydaje, co pewnie mi się wydaje, ale odniosłam wrażenie, że w miejscu w którym teraz mieszka Kryśka, mieszkali kiedyś Leto - poznałam po sąsiadce bez oka :)
    A uśmiecham się do, wszakże jeszcze niedokonanego, ale faktu, że Shannon będzie kręcił z Polką! Kocham gościa, więc będę cieszyć się jak małe dziecko jeśli Kryśka będzie coś tam teges z perkusistą, aczkolwiek życie lubi płatać figle i to może Jared będzie obiektem westchnień bohaterki... wszystko w Twoich rękach.
    Czekam z ogromnym wyczekiwaniem i tupaniem nogami ze zniecierpliwienia, na 8 rozdział :)
    Do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie zebrałam się i przeczytałam całość n-ty raz. Zakochałam się w tej historii a ten rozdział... hah! Chyba najlepszy :) Widok pijanych Leto na rozklekotanych leżakach musiał być bezcenny :D No i kociołek Panoramixa xD
    Świetny gest ze strony Vicki, pomoc kogokolwiek w obcym mieście jest pożądana, przynajmniej przeze mnie^^
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i pisz go jak najszybciej ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Boli mnie twarz od śmiechu.
    Umieram.
    Umieram.
    Dawno, seryjnie, dawno się tak nie bawiłam przy czytaniu bloga. Te wszystkie sceny i dialogi, fajny byłby z tego film xD
    Mogłabym pomóc ci z szablonek i nagłówkiem, na iNternecie jest dużo wskazówek z kodem HTML i może dałoby się podrasować design. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wybacz że tak późno, ale w tym tygodniu miałam ostatni egzamin, a teraz przeszczęśliwie mówię WAKACJE KURWA. No tak, to do odcinka ;) - świetny, to chyba najlepszy opis. Emma - biedna kobieta która musi się użerać z dwójką czasami-dzieciaków. A Kryśka jak zwykle zajebista, uwielbiam ją :D Drink - mieszanka wybuchowa, ale domyślam się że ten kociołek musi być pyszny .. xd

    No i takie krótkie i bez sensu PS. Trzymam kciuki za Shannona i Kryśkę! Chociaż widzę że w sumie James też jest niczego sobie ^^ Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wybacz, że z takim opóźnieniem, ale nadrabiam zaległości ;) Kolejny rozdział, który można zaliczyć do udanych. Nie nudzisz czytelnika ;) Poczucie humoru to Ty masz, przynajmniej w tym opowiadaniu ;D PODOBA MI SIĘ! Pozdrawiam ;) Ps. Czekam na kolejne spotkanie Kryśki z Shannonem ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. cześć :) przeczytałam całego bloga i postanowiłam skomentować dopiero teraz.
    Zacznę od tego, że sposób w jaki piszesz, chodzi mi o te różne punkty widzenia, jest świetny. Dzięki temu opowiadanie bardzo wciąga i w efekcie można sobie wszystko wyobrazić, fajne jest też pokazanie wielu bohaterów w tym samym czasie ale w innych sytuacjach.
    Po drugie, genialny pomysł. Głowna bohaterka jest bardzo wyrazista i przebojowa i oryginalna! Od razu ją bardzo polubiłam bo przypomina mi moje wtopy :) Całość jest super. Podoba mi się wątek Ethana :)i czekam na te wątki homoseksualne.
    Wulgaryzmy jakie się pojawiają nie psują efektu a może nawet lepiej oddają niektóre emocje! bardzo podobała mi się wcześniejsza akcja z wylądowaniem Kryśki w L.A.
    Co do tego rozdziału to wątek "upicia się" braci był świetny.Och a postać i reakcja Em, przezabawne :) Najlepsze są w tym wszystkim według mnie dialogi ponieważ są świetnie dopasowane do sytuacji, zabawne, spontaniczne. W efekcie końcowym ma się wrażenie, że czyta się dobrą książkę.
    Ach zapomniałam, wątek Tomo i Vicki mnie totalnie rozwalił ;) dawaj więcej :) <3
    No więc mogę ci tylko życzyć byś nie zrezygnowała z tego, byś znalazła czasem czas i pisała! Czytałam twój poradnik koncertowy, genialny!!!
    Pozdrawiam i zapraszam cię do siebie, bloga założyłam dwa tygodnie temu ale liczę że się spodoba ludziom ;) http://where--is--my--mind--baby.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. nowy już 9 u mnie na http://where--is--my--mind--baby.blogspot.com/ zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń