Tomislav poczuł szorstki język na swym nosie. Zmarszczył
brwi i machnął leniwie ręką, starając się odgonić osobnika który tak skutecznie
próbuje go odwieść od dalszego spania, jednak wystający fragment ciała został
ponownie zmoczony.
- Spadaj Felix. – wymamrotał, zakrywając twarz
uniemożliwiając tym samym atak na swój nos. Nadchodzący sen został jednak
brutalnie przerwany przez miękkie 5 kilogramów depczące po poduszce nałożonej
na chorwacką głowę– No chyba sobie żartujesz. – przełożył zwierzaka na drugą
połowę łóżka, wspierając się na łokciach. – Dzięki, teraz to już nie zasnę. –
spojrzał krytycznie na wyraźnie zadowolone czarne futro, które wykorzystując
sytuację, usadowiło się na zajmowanej przez mężczyznę poduszce. – Milo cię uczy
tej bezczelności, prawda? Kiedyś taki nie byłeś. – spojrzał na niego z wyrzutem
co zostało skomentowane szerokim ziewnięciem i zwinięciem się w kulkę.
Tomislav, z braku wyboru, usiadł zrezygnowany na skraju łóżka i westchnął
głęboko. Kolejny dzień, kolejne 24 godziny braku zajęcia. Wczoraj dokończył
ostatnią grę jaka mu została do nadrobienia, przez co pozostał sam ze sobą.
Nikt o tym nie mówi ale po 2 latach energicznej i pełnej wszystkiego trasy nie
da się tak po prostu wrócić do domu i kontynuować normalnego życia.
Przynajmniej on tak nie mógł.
- Shannon gra z Antoine, Jared męczy film z trasy a ja
rozmawiam z Tobą wredny kocie. – zwrócił się do Felix’a, który zaczął już cicho
pochrapywać. – Koniecznie muszę sobie coś znaleźć do roboty.
--
Christine zamrugała gwałtownie. Obejrzała się dookoła, po
czym spojrzała ponownie na właściciela błękitnych tęczówek i zamrugała po raz
drugi. I trzeci.
-Kurwa. –
mruknęła elokwentnie, patrząc niespokojnie jak mężczyzna nakłada ponownie
ciemne okulary i pewnym krokiem ruszył w jej kierunku.
- Pani Lewandowski? – usłyszała głęboki, trochę
zachrypnięty głos rozbrzmiewający niebezpiecznie blisko jej osoby. Przełknęła
głośno ślinę i skinęła niemrawo głową, starając się sprawić wrażenie spokojnej
i opanowanej, tym bardziej że Dixie ani na moment nie spuściła ich z oczu.–
Nazywam się Jared Leto i..
- Rzuciłeś we mnie mikrofonem. Mam bliznę. – uniosła do
góry grzywkę wskazując na cienką kreskę tuż pod włosami, słysząc jak blondynka
krztusi się napojem. – Po cholerę rzuca się sprzętem w ludzi a potem się na
nich wrzeszczy bo chce się go powrotem? To koncert a nie jakieś zawody w
omijaniu latających obiektów. Choć właśnie przez to zostałam zabrana na scenę..
–dodała, wzruszając ramionami i patrząc we własne odbicie w jego okularach. –
Trudno, wybaczam.
- Zgubiłem się.
Kiedy rzuciłem w Ciebie mikrofonem? – zmarszczył brwi tak mocno, że
zniknęły pod zaciemnionymi szkłami.
- Polska, Neon Night, listopad. – rzuciła trzy luźne
słowa, chcąc zmienić temat. „Czemu nie
mogę się jak normalny człowiek zamknąć, tylko zawsze pieprze trzy po trzy?” – Nie
ważne, zaprowadzę pana do Cody’iego, proszę za mną.
- Łódź? – wymówił ostrożnie nazwę miasta, powodując tym
samym szeroki uśmiech na twarzy dziewczyny. – Nie da się zapomnieć tej nazwy.
- Miasto ulicy zakładów pogrzebowych. – pokiwała głową z
poważną miną. – I sushi.
- Chyba pomyliłaś Polskę z Japonią. – poprawił ją,
rozglądając się ciekawie po zdjęciach wywieszonych na korytarzu, prowadzącym do
miejsca tymczasowego pobytu owczarka.
- Nie. – otworzyła szeroko metalowe drzwi, przepuszczając
mężczyznę przodem. Tym razem brwi wyskoczyły jak szalone znad oprawek, a krótka
kitka aż podskoczyła od gwałtownego zaprzeczenia głową. Christine wzruszyła
ramionami i wyprzedziła Leto ruszając przed siebie, patrząc po klatkach w
poszukiwaniu właściwego psa. – Polska to kraj pierogów, przynajmniej jak dla
Ciebie, Japonia to wszechobecne kwiaty wiśni a Łódź najlepsze sushi jakie
miałam przyjemność jeść! Jak się masz, łobuzie? – otworzyła klatkę w której
leżał wyraźnie znudzony owczarek. – Pan po Ciebie przyszedł.- zaśmiała się na
szczeknięcie psa.
- Cześć mały. – Jared pogłaskał energicznie zwierzaka,
który podszedł powoli. – Coś taki osowiały? Co mu jest tak właściwie? – drugie
pytanie zostało skierowane do stojącej nad nimi kobiety. Brunetka westchnęła i
spojrzała na kartkę przywieszoną obok kojca.
- Pobraliśmy krew w różnych porach dnia, co może dać nam
przybliżoną odpowiedź co go trapi. Skonsultuje się z doktorem Lewisem i
postaram się zadzwonić dziś, najwyżej jutro z wynikami.
- Czyli trzeba czekać. – zamilkł na moment, nie
przestając tarmosić psa za uszy. – Dziękuję w takim razie za interwencje. –
uśmiechnął się lekko, na co Christine machnęła ręką i skierowała w stronę
wyjścia.
- Nie ma problemu, przecież nie dokonałam cudu tylko
zaleciłam badanie.
- A jednak może to coś zmienić.
- Miejmy taką nadzieję. – skinęła głową, prowadząc go do
recepcji. – Dixie, załatwisz z panem Leto wypis Cody’iego ze szpitala?
- Nie ma problemu. –kobieta posłała Jared’owi promienny
uśmiech i natychmiast zabrała się za wypisywanie odpowiedniego papieru.
- Zadzwonię jak tylko się czegoś dowiemy. – podała rękę
mężczyźnie, który mocno ją uścisną. – Na razie malcu. – pogłaskała belga i
ruszyła w drugą stronę korytarza. Gdy tylko schowała się za rogiem, odetchnęła
głęboko i pozwoliła na ogromny uśmiech jaki cisnął się jej na twarz. Pisnęła
cicho i podskoczyła dwa razy. „Wdech,
wydech Lewandowska, pamiętaj że tylko spokój Cię uratuje. A tam, pierdole,
spotkałam młodego Leto w drugi dzień przyjazdu!”, zaśmiała się do własnych
myśli i powoli ruszyła w stronę gabinetu by przyjąć kolejnego pacjenta
wykorzystując w pełni pobyt Troumman’a na sympozjum. Może i miała prawie 27 lat
ale spotkanie idola zawsze kończy się wewnętrzną radością godną nastolatki.
--
- Wstałeś? – krzyknęła Vicki starając się otworzyć drzwi,
wejść z transporterkiem, jednocześnie nie wypuszczając żadnego z kotów na dwór.
– Cześć Fiona, Felix nie pchaj się tak pod nogi, nic dla Ciebie tu nie ma. Milo
przestań miałczeć, przecież zaraz Cię wypuszczę. Tomo, wstawaj!
- Jestem już jestem. – brunetka uśmiechnęła się szeroko
na widok rozwichrzonej fryzury męża i nieogolonych policzków. Ucałował ją mocno
w usta i odebrał od niej pojemnik z
wyraźnie niezadowolonym kotem. – Co z Milo? Trzeba było mnie obudzić, przecież
wiesz że pojechałbym z Tobą nawet na koniec świata.
- I zacząłbyś panikować jak tylko lekarka wyjęłaby igły.
– zaśmiała się delikatnie Vicki, otwierając klatkę z naburmuszonym rudzielcem.
– Przeziębiony jest, za kilka dni wizyta kontrolna.
- Czyli koniec spacerów na jakiś czas, mały. – pogłaskał
wychodzącego kota, który prychnął na niego i odszedł szybkim krokiem w bliżej
nieokreślone miejsce. – Wpierw Felix zabrał mi poduszkę a teraz ten się boczy.
Vicki, nawet koty nie mogę mnie znieść!
- Przestań narzekać. – fuknęła kobieta, wieszając kurtkę
obok drzwi. – Fiona przecież siedzi obok.
Tomo spojrzał na szylkretową kotkę, która w tym samym
momencie ziewnęła i odwrócił się do niego tyłkiem.
- Nawet ty?! – wybuchnął Chorwat i chwycił swoją żonę za
rękę. – Idziemy na spacer bo pozabijam te futrzaki. – nie czekając na
jakiekolwiek zdanie wyszedł z nią poza dom, zatrzaskując za sobą drzwi.
--
Jared szedł spokojnie chodnikiem prowadzącym na parking
przed szpitalem. Co kilka kroków spoglądam zaniepokojony na Cody’iego który
powoli poruszał łapami do przodu.
- Co jest z tobą kolego? – szepnął do psa, który ciężko
oddychał przy każdym kroku. – Wiesz, że Constans nie podaruje ci jak z tego nie
wyjdziesz.- Belg uniósł delikatnie pysk na imię właścicielki i pisnął cicho. –
Nie, nie będzie taryfy ulgowej.
Rozmowę ze zwierzakiem przerwał mu dźwięk telefonu.
Spojrzał przelotnie na ekran i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Co jest Shannon?
- Odebrałeś już Cody’iego? – oprócz charakterystycznego
głosu swego brata, usłyszał ogromny hałas w tle.
- Właśnie kieruję się z nim do auta. Nie wygląda za
dobrze.
- Wiadomo coś?
- Lekarka będzie dzwoniła wieczorem. – przycisnął telefon
do ucha z pomocą ramienia i zaczął szukać kluczyków do samochodu po
kieszeniach. – A ty gdzie jesteś?
- Zwiedzam Meksyk. – Jay usłyszał odgłos klaksona i
wiązkę przekleństw z ust brata. – Zwiedzam to za duże słowo, staram się
przetrwać.
- Uważaj na męskie prostytutki. – zaśmiał się wrednie młodszy.
- Nie jestem Tobą. – odgryzł się starszy i zakończył
rozmowę.
Jared prychnął cicho, obracając się do tyłu. Zauważył
brązowowłosą lekarkę podchodzącą energicznie do jakiejś kobiety i głaszczącą
jej psa. Uśmiechnął się kącikiem ust. „Ona
czy nie ona?”, pomyślał zajmując miejsce kierowcy, „Mogłem się cofnąć i zapytać.” Przygryzł dolną wargę i nastawiając
radio, włączył się do ruchu.
--
- Max, masz misję do
wykonania. – Ethan rzucił plik papierów pod nos zdziwionej blondynki,
przerywając jej w dłubaniu w sałatce. – Muszę się dostać na Hollywood Blv tak
szybko jak twoja genialna maszyna da radę. Chyba coś znalazłem. – nachylił się
nad nią, wskazując na zdjęcie mężczyzny w podeszłym wieku. - Mattwieh Kent, 57 letni właściciel jednej z
większych firm zajmujących się promowaniem młodych talentów.
- Promocja, o ile dobrze wiem, nie jest żadnym
przestępstwem. – mruknęła, przeglądając kolejno kartki rzucone przez
zadowolonego mężczyznę.
- Ale sprzedaż utworów tych młodych kapel, wypromowanym i
powszechnie znanym zespołom już jest. Tym bardziej że odbywa się to najczęściej
bez wiedzy tych mniejszych albo za fałszywe obietnice nagrania płyty. Bam i do
piachu! – wykrzyknął zadowolony. Max spojrzała ponownie po przytoczonych
artykułach.
- Skąd to wiesz?
- Grupa znajomych została nabita w butelkę i postanowili
poinformować o tym prasę. – mrugnął, strzepując wyimaginowany kurz z ramienia.
– Pomożesz mi dojechać w kilka miejsc?
- Narobisz sobie mnóstwo wrogów wśród półświatku
muzycznego. – uśmiechnęła się złośliwie i odłożyła niedojedzoną przekąskę na
bok. – Bierz co trzeba, tylko zawiadomię szefa.
- To już załatwione. – rzucił kluczyki, które bez
problemu złapała w locie. – I pośpieszmy się, bo jak nam ucieknie to nici z
darmowej benzyny.
--
Christine zakryła dłonią ziewnięcie i spojrzała na
zegarek. Do końca jej zmiany została godzina, słońce delikatnie chyliło się ku
zachodowi. Przeciągnęła się na krześle niczym kot i wyszła z gabinetu,
zabierając ze sobą klucz.
- Lewandowski. – usłyszała ciężki głos swego szefa. –
Skończyłaś już?
- Idę do laboratorium zbadać tego pacjenta z wczoraj. –
podała David’owi klucz i ruszyli razem wzdłuż korytarza. – Jak sympozjum?
- Jeden mądrzejszy od drugiego. – stwierdził, krzywiąc
się przy tym. – Przyszła taka dziwna kobieta z fretką?
- Jeśli chodzi panu o tą z ogromnym kapeluszem to dostała
sterydy. – podała mu teczkę z kartotekami. – Wszystko zapisywałam ręcznie,
komputer w tamtej sali nie działał.
- Jak zawsze. – mruknął, odebrając teczkę. – Przejrzę w
gabinecie, idź badaj tego psa.
Skinęła głową i skręciła w przeciwnym kierunku. Pokój do
badania podstawowych prób podbranych od pacjenta, powszechnie zwany
laboratorium znajdował się na końcu budynku niedaleko sal szpitalnych. Zapukała
głośnie do drzwi i weszła do środka.
- Mogę zbadać próbkę? – zwróciła się do młodego chłopaka
siedzącego przy jednym z dwóch mikroskopów. Spojrzał na nią wystraszony i
nieśmiało skinął głową. – Super, nie chcę czekać na wyniki z zewnątrz, to
zwykle trwa wieki. – Rudzielec uśmiechnął się nieśmiało i powrócił do oglądania
własnego preparatu. Christine sięgnęła po szkiełko podstawowe i zaczęła od
rozmazu.
--
- Chujowo.-
warknęła pod nosem, ponownie patrząc pod mikroskop. – Bardzo chujowo.
- Coś nie pasuje? – usłyszała w drzwiach zmęczony głos
mężczyzny. Zaniepokojona odwróciła się na krześle, patrząc na zmęczoną twarz
doktora Lewisa stojącego w drzwiach gabinetu z pełnym kubkiem, któremu kilkanaście
godzien wcześniej przypadkiem ukradła pacjenta– Oż kurwa, miałaś rację.
- Teraz wolałabym jej nie mieć. – jęknęła cicho kobieta.
Mężczyzna przeglądał dokładnie cały preparat. – Jest ich niesamowicie dużo,
musisz się nim natychmiast zająć.
- O ile dobrze pamiętam jest on teraz Twój. – mruknął
oddalając się od mikroskopu.
- Nie mamy tej choroby w Polsce. – mruknęła w proteście.
– A tutaj to podobno jeden z popularniejszych pasożytów.
- Tak cholernie popularny, że nie spotkałem się z nim ani
razu. – warknął na nią niemiło i potarł podkrążone oczy dłonią. - Wiem że
zachowałem się jak idiota. – dodał, patrząc na wstającą kobietę. – Ale
nienawidzę jak ktoś się wtrąca w moją pracę.
- Jak widać niekiedy jest to konieczne. – odburknęła,
zbierając wszystkie wyniki ze stołu. – A skoro już zacząłeś go prowadzić to
zrób to do końca.
- A Ty mi w tym pomożesz. – upił łyk kawy. – Przyda mi
się lekcja pokory.
- Jestem obecnie pod doktorem Troumman’em. – przypomniała
mu. – Nie mam zamiaru zmieniać lekarza prowadzącego jak nawet nie
przepracowałam tu tygodnia.
- Który odetchnie z ulgą jak nie będziesz mu się szwędała
pod nogami . – zauważył blondyn. – To nie zmiana tylko pomoc przy jednym
przypadku.
- Nawet nie zapytałeś mnie o zdanie.– najeżyła się i
zabrała dokumenty w dłoń. – Nie podoba mi się coś takiego.
Mężczyzna
przewrócił oczyma.
- Chcesz mieć tego psa czy nie? – zapytał, wykonując
obrót kubkiem, nie ulewając przy tym zawartości. – Jestem James. - Christine przygryzła dolną
wargę patrząc na wyciągniętą dłoń.
--
- Zimno. – odezwała się po kilku minutach szybkiego
marszu kobieta, pocierając dłońmi uszy. – I wiesz, że zostawiliśmy otwarty dom?
- Nie wiem co mam ze sobą zrobić. – westchnął zrezygnowany
mężczyzna siadając na kamiennym murku. – V, co ja robiłem po ostatniej trasie?
- Wyremontowałeś całą szopę którą potem zburzyliśmy bo
powiększyć ogródek. – Vicki usiadła obok męża. – Może popracuj u rodziców jakiś
czas? – spojrzał na nią z politowaniem. – Będzie to na pewno lepsze aniżeli
krzyczenie na niczemu winne koty. – burknęła.
- Chciałem pomóc Jay’owi nad filmem ale ten też ma jakieś
zachwiania emocjonalne bo chodzi wkurwiony i prycha na wszystkich którzy nie
zgadzają się z jego wersją. – przewrócił oczyma, przypominając sobie ich
wcześniejsze spotkanie.
- Źle ci tu ze mną? – zapytała cicho brunetka, machając
nerwowo stopami.
Tomislav otworzył szeroko oczy, zaśmiał się głośno i
mocno przytulił żonę do siebie.
- Nigdy, przenigdy skarbie. – złożył głośny i mokry
pocałunek na jej czole. – Uwielbiam być z Tobą, koło Ciebie, wreszcie nie
musieć rozmawiać przez te technologiczne wynalazki! – przejechał nosem po
policzku. – Tylko muszę znaleźć sobie coś do roboty.
- Musisz. – pokiwała głową. – Może zaczniesz od jutra?
- A co z dniem dzisiejszym? – zamruczał wprost do jej ucha,
wkładając dłoń pod bluzkę i delikatnie przejeżdżając nią po plecach.
- Musimy sprawdzić
dom czy nikt niczego nie ukradł jak teraz wyszliśmy. – przesunęła opuszką palca
po jego wargach. – Cały dom. Wszystkie pokoje.
- To nie ma na co czekać. – pocałował ją namiętnie, z
niechęcią zabierając dłoń spod ubrania i szybkim krokiem ruszył w drogę
powrotną, ponownie ciągnąc za sobą małżonkę.
--
Christine spojrzała na zegarek uporczywie odliczający jej
czas i ponownie przeniosła wzrok na kartkę papieru. Przygryzła wargę i
wykręciła numer. Po kilku sygnałach połączenie zostało przerwane. Spróbowała
ponownie. Ta sama sytuacja. Przeklęła cicho pod nosem.
- Przecież mówiłam
że zadzwonię. – po raz trzeci wybrała ten sam numer telefonu. – A podobno nigdy się ze swoją jeżynką nie
rozstaje..- przerwała ciche rozważania gdy po drugiej stronie odezwał się wyrażenie
zaspany głos. Spojrzała szybko na tykający zegarek „Dopiero 19. ” – Pan Jared Leto? – odchrząknęła, starając nadać
swemu głosu profesjonalny ton. – Z tej strony Christine Lewandowska, ze
szpitala dla zwierząt. Mam wyniki Cody’iego.
- Zaraz – Christine? – brunetka mrugnęła dwukrotnie na to
pytanie.
- Odbierał pan u mnie swojego psa dziś. – przypomniała mu
grzecznie.
- Christine, Polska, Łódż, pierogi.. – zaczął wymieniać
wyrwane z kontekstu słowa. – To nie Ty wysyłałaś zdjęcia mojemu bratu? –
zapytał nagle.
Christine wyprostowała się niczym struna i czuła jak jej
twarz zalewa się czerwienią.
- Tak.. tak to ja. –pisnęła niczym mała dziewczynka. – Znaczy,
on też mi wysyłał. – dodała, tym razem zbytnio manipulując swym głosem w drugą
stronę. Uderzyła dłonią w czoło.
- Masz ciekawe poczucie humoru. – usłyszała delikatny
śmiech po drugiej stronie słuchawki. – Niektóre z nich były rewelacyjne.
- Rzeczywistość bywa ciekawa. – wzruszyła ramionami. –
Dziwne, że mnie skojarzyłeś.
- Pisałaś do Shannon’a że tu teraz pracujesz. Jak widać
oprócz śpiewania umiem kojarzyć fakty. – Christine usłyszała niekrytą dumę w
jego głosie. – A jak tam z Cody’m?
Christine przełknęła ślinę i spojrzała na notatki
dokonane razem z James’em Lewis’em.
- Właśnie w tej sprawie dzwonie..
Dziękuję bardzo za komentarze - strasznie mnie podbudowują a szczególnie dodają woli pisania i składania zdań które można zaprezentować publicznie :)
Nowe zakładki - w końcu zrozumiałam działanie tego portalu~
Anee - odpowiedziałam pod komentarzem, bym nie została przypadkiem oskarżona o reklamowanie marek nieodpowiednich dla niepełnoletnich. Świat lubi się czepiać.
Mam nadzieję, że zrozumiałe są zdania w kursywie - albo po polsku albo w myślach albo zgodnie z kontekstem. Tak gwoli ścisłości.
Pozdrawiam serdecznie czytelników i do następnego rozdziału : )
u hu hu, widzę, że nie będzie przyjemnie z Cody'm, aczkolwiek ciekawam, cóż takiego nasza panienka wykryła. plusuje u mnie szef (nie, nie pamiętam nazwiska, dziwne takie) - surowy, ale w obejściu zaczyna być milszy, lubię takich. Lewis przynajmniej się pokajał, chociaż to rzecz niezwykła u facetów - rzadko ktr potrafi przyznać się do porażki niestety z mojego punktu widzenia.
OdpowiedzUsuńmało Shannimala, ktr jest moim ulubieńcem, aczkolwiek Mofo też ujdzie, chociaż to. mam nadzieję jednak, że obaj przetrwają ten kosmos - jeden Meksyk, a drugi uziemienie. :D
Jay jak na razie nijaki taki dla mnie, ale to dobsz - zazwyczaj mnie wkurza swoim ego, bądź też przerysowaną postawą jako bóstwo Leto Junior - u Ciebie jest cacy.
nie powiem, czekam na więcej Shanny'ego, jak najszybciej najlepiej. :D
`Facet który przyznaje się do błędu zawsze jest dla mnie podejrzany - sam z własnej woli by tego nie zrobił!
Usuń`Shannon jest też moim ulubieńcem - będzie go więcej,o wiele wiele więcej, później, wpierw musi się wyszaleć z Antoine :P
`Jared pokaże charakter później, o to się nie martw, wpierw trzeba ich wszystkich naprowadzić na siebie ;)
oj, o Jaya to się nie martwię, wierz mi. nie brakuje mi go, mwihihihihi.
UsuńShanny, czekam. <3
Dlaczego nazwałaś moją kochaną ŁÓDŹ, miastem ulicy zakładów pogrzebowych? jak tylko to przeczytałam to zaczęłam się zastanawiać gdzie ty to widziałaś i która to ulica.
OdpowiedzUsuńA wracając do rozdziału, to martwi nie stan Cody'ego. Mam nadzieję, że będzie w nim wszystko dobrze, choć pewnie teraz Jared będzie częściej spotykał Christine:)
Nawiązanie do Neon Night i zagubionego mikrofonu wyszło Ci świetnie i miałam niezłego banana na twarzy czytając to:D
Jednak w tym rozdziale i tak najlepszy był Tomo i jego koty. Rozwaliły mnie jego rozmowy z pupilami. Po prostu cudo:)
Czekam na kolejne notki i cieplutko pozdrawiam xD
PS. A gdzie jadłaś to sushi, pojadę sprawdzić:D
w Łodzi byłam 3 razy w życiu - pierwszy to około 4 lata temu, spontaniczny pomysł, w największą śnieżycę jaka mogła być xD' mieszkałam w jakimś hostelu(dom podróżnika młodzieżowego? coś z młodzieżą w każdym bądź razie.) i miałam obok niego idealnie ulicę z samymi zakładami pogrzebowymi - Samymi! Kumpel chyba powinien mieć zdjęcie Mega optymistycznie było :) i sushi gdzieś obok Manufaktury, nie pamiętam dokładnie bo w zeszłym roku nie mogłam go już znaleźć niestety:( ale perfekcyjne było <3 wiec jakby Tobie się udało to daj namiary :D
Usuńobczajcie sobie House Of Sushi i Ato Sushi, oba przy Piotrkowskiej. moi znajomi tylko tam wędrują jak mają chętkę na świeżą rybkę, bardzo sobie chwalą - ja jednak wolę mniej surowe pokarmy. ;>
Usuńco do ulicy pogrzebów - dajesz, 19 lat w łdz i jakoś się nie natknęłam, ciekawam. :D
Serio?oO rany, teraz muszę kumpla ścigać o to zdjęcie bo naprawdę wtedy wzdłuż tej ulicy szłam :p a te sushi to obczaje u siebie, bo z nazw nie kojarze a surowa ryba to jest to!
UsuńNo koniecznie chciałabym zobaczyć to zdjęcie, bo przez tyyyyyyle lat mieszkania w Łodzi, nigdy takiej nie spotkałam.
UsuńA co do sushi to chodzę i szukam tego najlepszego :D
niestety jedyne zdjęcie jakie otrzymałam to panorama z pokoju oraz pokoju (to akurat Wam podaruje xD' ) Widok z okna Szkolnego Schroniska Młodzieżowego na Łódź - któraś z ulic to właśnie ta z zakładami.
Usuńhttps://twitter.com/#!/LadyCherryCigar/status/187999575959801856/photo/1
widząc taką uć, nie dziwię się, że Jay w którymś z wywiadów stwierdził, że mamy bardzo... ciekawą architekturę, jakby nic od parudziesięciu lat się nie zmieniło. -_-
Usuńa blisko Manu to to w miarę było? może o Legionów mówiłaś? bo w sumie przed manu cmentarz jest, to i zakłady się powinny znaleźć :D
Do Manu chodziłam piechotą (raz mi to tylko zajęło prawie 3h ale pomijając ten fakt xD) więc daleko nie było a mieszkałam właśnie przy Legionów choć cmentarza nie widziałam oO Także okolica temu sprzyjała :P Nie wiem kiedy teraz tam wrócę ale jak będę to na pewno postaram się odnaleźć tę ulicę i dokładnie tym razem to udokumentować:3
Usuńi pamiętam ten wywiad - zastanawiałam się czy ktoś mu to podpowiedział czy sam to wymyślił :P
Ojej, biedny Tomo... Ale w sumie się nie dziwię, aż sama jestem ciekawa, jak ja radziłabym sobie z czymś podobnym. Chyba rozrywałoby mnie od środka O.o. Ogólnie bardzo się cieszę, że opisujesz życie każdego z chłopaków, chociaż po troszkę, ale zawsze jest :). Jestem ciekawa, co tam będzie z biednym psiakiem Constance i jak dalej potoczy się znajomość Jareda i Shannona z Krychą :D.
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny rozdział :D
Taaak, Tomo i jego koty rządzą :D rozwaliłaś mnie tym, hahhaa XD
OdpowiedzUsuńPodsumowując, rozdział jest genialny! Z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie zaskakujesz, pozytywnie oczywiście. Christine jako weteryniarz się sprawdza :D Wszystko mi się podobało! Czekam na więcej, szybciutko pisz! POzdrawiam :)
i jak tam, może coś przed długim weekendem nam panienka sprezentuje?
OdpowiedzUsuńbtw, obczaiłam wreszcie te djarumy wiśniowe - mniam mniam. :3
No właściwie to miałam dzisiaj dodać nowy ale jeszcze go nie dokończyłam i nie obrobiłam a się okazało że studia zamiast wolnego-od-nauki tygodnia dały zawalony-pierdołami tydzień..
UsuńChyba że jakoś się wścieknę i rzucę naukę w kąt i dodam rozdział na godzinach :D <3
czekamy! <3
Usuń