piątek, 30 marca 2012

Rozdział 4

Closer to the edge - acoustic


Tomislav poczuł szorstki język na swym nosie. Zmarszczył brwi i machnął leniwie ręką, starając się odgonić osobnika który tak skutecznie próbuje go odwieść od dalszego spania, jednak wystający fragment ciała został ponownie zmoczony.
- Spadaj Felix. – wymamrotał, zakrywając twarz uniemożliwiając tym samym atak na swój nos. Nadchodzący sen został jednak brutalnie przerwany przez miękkie 5 kilogramów depczące po poduszce nałożonej na chorwacką głowę– No chyba sobie żartujesz. – przełożył zwierzaka na drugą połowę łóżka, wspierając się na łokciach. – Dzięki, teraz to już nie zasnę. – spojrzał krytycznie na wyraźnie zadowolone czarne futro, które wykorzystując sytuację, usadowiło się na zajmowanej przez mężczyznę poduszce. – Milo cię uczy tej bezczelności, prawda? Kiedyś taki nie byłeś. – spojrzał na niego z wyrzutem co zostało skomentowane szerokim ziewnięciem i zwinięciem się w kulkę. Tomislav, z braku wyboru, usiadł zrezygnowany na skraju łóżka i westchnął głęboko. Kolejny dzień, kolejne 24 godziny braku zajęcia. Wczoraj dokończył ostatnią grę jaka mu została do nadrobienia, przez co pozostał sam ze sobą. Nikt o tym nie mówi ale po 2 latach energicznej i pełnej wszystkiego trasy nie da się tak po prostu wrócić do domu i kontynuować normalnego życia. Przynajmniej on tak nie mógł.
- Shannon gra z Antoine, Jared męczy film z trasy a ja rozmawiam z Tobą wredny kocie. – zwrócił się do Felix’a, który zaczął już cicho pochrapywać. – Koniecznie muszę sobie coś znaleźć do roboty.
--
Christine zamrugała gwałtownie. Obejrzała się dookoła, po czym spojrzała ponownie na właściciela błękitnych tęczówek i zamrugała po raz drugi. I trzeci.
-Kurwa. – mruknęła elokwentnie, patrząc niespokojnie jak mężczyzna nakłada ponownie ciemne okulary i pewnym krokiem ruszył w jej kierunku.
- Pani Lewandowski? – usłyszała głęboki, trochę zachrypnięty głos rozbrzmiewający niebezpiecznie blisko jej osoby. Przełknęła głośno ślinę i skinęła niemrawo głową, starając się sprawić wrażenie spokojnej i opanowanej, tym bardziej że Dixie ani na moment nie spuściła ich z oczu.– Nazywam się Jared Leto i..
- Rzuciłeś we mnie mikrofonem. Mam bliznę. – uniosła do góry grzywkę wskazując na cienką kreskę tuż pod włosami, słysząc jak blondynka krztusi się napojem. – Po cholerę rzuca się sprzętem w ludzi a potem się na nich wrzeszczy bo chce się go powrotem? To koncert a nie jakieś zawody w omijaniu latających obiektów. Choć właśnie przez to zostałam zabrana na scenę.. –dodała, wzruszając ramionami i patrząc we własne odbicie w jego okularach. – Trudno, wybaczam.
- Zgubiłem się.  Kiedy rzuciłem w Ciebie mikrofonem? – zmarszczył brwi tak mocno, że zniknęły pod zaciemnionymi szkłami.
- Polska, Neon Night, listopad. – rzuciła trzy luźne słowa, chcąc zmienić temat. „Czemu nie mogę się jak normalny człowiek zamknąć, tylko zawsze pieprze trzy po trzy?” – Nie ważne, zaprowadzę pana do Cody’iego, proszę za mną.
- Łódź? – wymówił ostrożnie nazwę miasta, powodując tym samym szeroki uśmiech na twarzy dziewczyny. – Nie da się zapomnieć tej nazwy.
- Miasto ulicy zakładów pogrzebowych. – pokiwała głową z poważną miną. – I sushi.
- Chyba pomyliłaś Polskę z Japonią. – poprawił ją, rozglądając się ciekawie po zdjęciach wywieszonych na korytarzu, prowadzącym do miejsca tymczasowego pobytu owczarka.
- Nie. – otworzyła szeroko metalowe drzwi, przepuszczając mężczyznę przodem. Tym razem brwi wyskoczyły jak szalone znad oprawek, a krótka kitka aż podskoczyła od gwałtownego zaprzeczenia głową. Christine wzruszyła ramionami i wyprzedziła Leto ruszając przed siebie, patrząc po klatkach w poszukiwaniu właściwego psa. – Polska to kraj pierogów, przynajmniej jak dla Ciebie, Japonia to wszechobecne kwiaty wiśni a Łódź najlepsze sushi jakie miałam przyjemność jeść! Jak się masz, łobuzie? – otworzyła klatkę w której leżał wyraźnie znudzony owczarek. – Pan po Ciebie przyszedł.- zaśmiała się na szczeknięcie psa.
- Cześć mały. – Jared pogłaskał energicznie zwierzaka, który podszedł powoli. – Coś taki osowiały? Co mu jest tak właściwie? – drugie pytanie zostało skierowane do stojącej nad nimi kobiety. Brunetka westchnęła i spojrzała na kartkę przywieszoną obok kojca.
- Pobraliśmy krew w różnych porach dnia, co może dać nam przybliżoną odpowiedź co go trapi. Skonsultuje się z doktorem Lewisem i postaram się zadzwonić dziś, najwyżej jutro z wynikami.
- Czyli trzeba czekać. – zamilkł na moment, nie przestając tarmosić psa za uszy. – Dziękuję w takim razie za interwencje. – uśmiechnął się lekko, na co Christine machnęła ręką i skierowała w stronę wyjścia.
- Nie ma problemu, przecież nie dokonałam cudu tylko zaleciłam badanie.
- A jednak może to coś zmienić.
- Miejmy taką nadzieję. – skinęła głową, prowadząc go do recepcji. – Dixie, załatwisz z panem Leto wypis Cody’iego ze szpitala?
- Nie ma problemu. –kobieta posłała Jared’owi promienny uśmiech i natychmiast zabrała się za wypisywanie odpowiedniego papieru.
- Zadzwonię jak tylko się czegoś dowiemy. – podała rękę mężczyźnie, który mocno ją uścisną. – Na razie malcu. – pogłaskała belga i ruszyła w drugą stronę korytarza. Gdy tylko schowała się za rogiem, odetchnęła głęboko i pozwoliła na ogromny uśmiech jaki cisnął się jej na twarz. Pisnęła cicho i podskoczyła dwa razy. „Wdech, wydech Lewandowska, pamiętaj że tylko spokój Cię uratuje. A tam, pierdole, spotkałam młodego Leto w drugi dzień przyjazdu!”, zaśmiała się do własnych myśli i powoli ruszyła w stronę gabinetu by przyjąć kolejnego pacjenta wykorzystując w pełni pobyt Troumman’a na sympozjum. Może i miała prawie 27 lat ale spotkanie idola zawsze kończy się wewnętrzną radością godną nastolatki.
--
- Wstałeś? – krzyknęła Vicki starając się otworzyć drzwi, wejść z transporterkiem, jednocześnie nie wypuszczając żadnego z kotów na dwór. – Cześć Fiona, Felix nie pchaj się tak pod nogi, nic dla Ciebie tu nie ma. Milo przestań miałczeć, przecież zaraz Cię wypuszczę. Tomo, wstawaj!
- Jestem już jestem. – brunetka uśmiechnęła się szeroko na widok rozwichrzonej fryzury męża i nieogolonych policzków. Ucałował ją mocno w usta i odebrał od niej pojemnik  z wyraźnie niezadowolonym kotem. – Co z Milo? Trzeba było mnie obudzić, przecież wiesz że pojechałbym z Tobą nawet na koniec świata.
- I zacząłbyś panikować jak tylko lekarka wyjęłaby igły. – zaśmiała się delikatnie Vicki, otwierając klatkę z naburmuszonym rudzielcem. – Przeziębiony jest, za kilka dni wizyta kontrolna.
- Czyli koniec spacerów na jakiś czas, mały. – pogłaskał wychodzącego kota, który prychnął na niego i odszedł szybkim krokiem w bliżej nieokreślone miejsce. – Wpierw Felix zabrał mi poduszkę a teraz ten się boczy. Vicki, nawet koty nie mogę mnie znieść!
- Przestań narzekać. – fuknęła kobieta, wieszając kurtkę obok drzwi. – Fiona przecież siedzi obok.
Tomo spojrzał na szylkretową kotkę, która w tym samym momencie ziewnęła i odwrócił się do niego tyłkiem.
- Nawet ty?! – wybuchnął Chorwat i chwycił swoją żonę za rękę. – Idziemy na spacer bo pozabijam te futrzaki. – nie czekając na jakiekolwiek zdanie wyszedł z nią poza dom, zatrzaskując za sobą drzwi.
--
Jared szedł spokojnie chodnikiem prowadzącym na parking przed szpitalem. Co kilka kroków spoglądam zaniepokojony na Cody’iego który powoli poruszał łapami do przodu.
- Co jest z tobą kolego? – szepnął do psa, który ciężko oddychał przy każdym kroku. – Wiesz, że Constans nie podaruje ci jak z tego nie wyjdziesz.- Belg uniósł delikatnie pysk na imię właścicielki i pisnął cicho. – Nie, nie będzie taryfy ulgowej.
Rozmowę ze zwierzakiem przerwał mu dźwięk telefonu. Spojrzał przelotnie na ekran i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Co jest Shannon?
- Odebrałeś już Cody’iego? – oprócz charakterystycznego głosu swego brata, usłyszał ogromny hałas w tle.
- Właśnie kieruję się z nim do auta. Nie wygląda za dobrze.
- Wiadomo coś?
- Lekarka będzie dzwoniła wieczorem. – przycisnął telefon do ucha z pomocą ramienia i zaczął szukać kluczyków do samochodu po kieszeniach. – A ty gdzie jesteś?
- Zwiedzam Meksyk. – Jay usłyszał odgłos klaksona i wiązkę przekleństw z ust brata. – Zwiedzam to za duże słowo, staram się przetrwać.
- Uważaj na męskie prostytutki. – zaśmiał  się wrednie młodszy.
- Nie jestem Tobą. – odgryzł się starszy i zakończył rozmowę.
Jared prychnął cicho, obracając się do tyłu. Zauważył brązowowłosą lekarkę podchodzącą energicznie do jakiejś kobiety i głaszczącą jej psa. Uśmiechnął się kącikiem ust. „Ona czy nie ona?”, pomyślał zajmując miejsce kierowcy, „Mogłem się cofnąć i zapytać.” Przygryzł dolną wargę i nastawiając radio, włączył się do ruchu.
--
- Max, masz misję do wykonania. – Ethan rzucił plik papierów pod nos zdziwionej blondynki, przerywając jej w dłubaniu w sałatce. – Muszę się dostać na Hollywood Blv tak szybko jak twoja genialna maszyna da radę. Chyba coś znalazłem. – nachylił się nad nią, wskazując na zdjęcie mężczyzny w podeszłym wieku. -  Mattwieh Kent, 57 letni właściciel jednej z większych firm zajmujących się promowaniem młodych talentów.
- Promocja, o ile dobrze wiem, nie jest żadnym przestępstwem. – mruknęła, przeglądając kolejno kartki rzucone przez zadowolonego mężczyznę.
- Ale sprzedaż utworów tych młodych kapel, wypromowanym i powszechnie znanym zespołom już jest. Tym bardziej że odbywa się to najczęściej bez wiedzy tych mniejszych albo za fałszywe obietnice nagrania płyty. Bam i do piachu! – wykrzyknął zadowolony. Max spojrzała ponownie po przytoczonych artykułach.
- Skąd to wiesz?
- Grupa znajomych została nabita w butelkę i postanowili poinformować o tym prasę. – mrugnął, strzepując wyimaginowany kurz z ramienia. – Pomożesz mi dojechać w kilka miejsc?
- Narobisz sobie mnóstwo wrogów wśród półświatku muzycznego. – uśmiechnęła się złośliwie i odłożyła niedojedzoną przekąskę na bok. – Bierz co trzeba, tylko zawiadomię szefa.
- To już załatwione. – rzucił kluczyki, które bez problemu złapała w locie. – I pośpieszmy się, bo jak nam ucieknie to nici z darmowej benzyny.
--
Christine zakryła dłonią ziewnięcie i spojrzała na zegarek. Do końca jej zmiany została godzina, słońce delikatnie chyliło się ku zachodowi. Przeciągnęła się na krześle niczym kot i wyszła z gabinetu, zabierając ze sobą klucz.
- Lewandowski. – usłyszała ciężki głos swego szefa. – Skończyłaś już?
- Idę do laboratorium zbadać tego pacjenta z wczoraj. – podała David’owi klucz i ruszyli razem wzdłuż korytarza. – Jak sympozjum?
- Jeden mądrzejszy od drugiego. – stwierdził, krzywiąc się przy tym. – Przyszła taka dziwna kobieta z fretką?
- Jeśli chodzi panu o tą z ogromnym kapeluszem to dostała sterydy. – podała mu teczkę z kartotekami. – Wszystko zapisywałam ręcznie, komputer  w tamtej sali nie działał.
- Jak zawsze. – mruknął, odebrając teczkę. – Przejrzę w gabinecie, idź badaj tego psa.
Skinęła głową i skręciła w przeciwnym kierunku. Pokój do badania podstawowych prób podbranych od pacjenta, powszechnie zwany laboratorium znajdował się na końcu budynku niedaleko sal szpitalnych. Zapukała głośnie do drzwi i weszła do środka.
- Mogę zbadać próbkę? – zwróciła się do młodego chłopaka siedzącego przy jednym z dwóch mikroskopów. Spojrzał na nią wystraszony i nieśmiało skinął głową. – Super, nie chcę czekać na wyniki z zewnątrz, to zwykle trwa wieki. – Rudzielec uśmiechnął się nieśmiało i powrócił do oglądania własnego preparatu. Christine sięgnęła po szkiełko podstawowe i zaczęła od rozmazu.
--
- Chujowo.- warknęła pod nosem, ponownie patrząc pod mikroskop. – Bardzo chujowo.
- Coś nie pasuje? – usłyszała w drzwiach zmęczony głos mężczyzny. Zaniepokojona odwróciła się na krześle, patrząc na zmęczoną twarz doktora Lewisa stojącego w drzwiach gabinetu z pełnym kubkiem, któremu kilkanaście godzien wcześniej przypadkiem ukradła pacjenta– Oż kurwa, miałaś rację.
- Teraz wolałabym jej nie mieć. – jęknęła cicho kobieta. Mężczyzna przeglądał dokładnie cały preparat. – Jest ich niesamowicie dużo, musisz się nim natychmiast zająć.
- O ile dobrze pamiętam jest on teraz Twój. – mruknął oddalając się od mikroskopu.
- Nie mamy tej choroby w Polsce. – mruknęła w proteście. – A tutaj to podobno jeden z popularniejszych pasożytów.
- Tak cholernie popularny, że nie spotkałem się z nim ani razu. – warknął na nią niemiło i potarł podkrążone oczy dłonią. - Wiem że zachowałem się jak idiota. – dodał, patrząc na wstającą kobietę. – Ale nienawidzę jak ktoś się wtrąca w moją pracę.
- Jak widać niekiedy jest to konieczne. – odburknęła, zbierając wszystkie wyniki ze stołu. – A skoro już zacząłeś go prowadzić to zrób to do końca.
- A Ty mi w tym pomożesz. – upił łyk kawy. – Przyda mi się lekcja pokory.
- Jestem obecnie pod doktorem Troumman’em. – przypomniała mu. – Nie mam zamiaru zmieniać lekarza prowadzącego jak nawet nie przepracowałam tu tygodnia.
- Który odetchnie z ulgą jak nie będziesz mu się szwędała pod nogami . – zauważył blondyn. – To nie zmiana tylko pomoc przy jednym przypadku.
- Nawet nie zapytałeś mnie o zdanie.– najeżyła się i zabrała dokumenty w dłoń. – Nie podoba mi się coś takiego.
 Mężczyzna przewrócił oczyma.
- Chcesz mieć tego psa czy nie? – zapytał, wykonując obrót kubkiem, nie ulewając przy tym zawartości.  – Jestem James. - Christine przygryzła dolną wargę patrząc na wyciągniętą dłoń.
--
- Zimno. – odezwała się po kilku minutach szybkiego marszu kobieta, pocierając dłońmi uszy. – I wiesz, że zostawiliśmy otwarty dom?
- Nie wiem co mam ze sobą zrobić. – westchnął zrezygnowany mężczyzna siadając na kamiennym murku. – V, co ja robiłem po ostatniej trasie?
- Wyremontowałeś całą szopę którą potem zburzyliśmy bo powiększyć ogródek. – Vicki usiadła obok męża. – Może popracuj u rodziców jakiś czas? – spojrzał na nią z politowaniem. – Będzie to na pewno lepsze aniżeli krzyczenie na niczemu winne koty. – burknęła.
- Chciałem pomóc Jay’owi nad filmem ale ten też ma jakieś zachwiania emocjonalne bo chodzi wkurwiony i prycha na wszystkich którzy nie zgadzają się z jego wersją. – przewrócił oczyma, przypominając sobie ich wcześniejsze spotkanie.
- Źle ci tu ze mną? – zapytała cicho brunetka, machając nerwowo stopami.
Tomislav otworzył szeroko oczy, zaśmiał się głośno i mocno przytulił żonę do siebie.
- Nigdy, przenigdy skarbie. – złożył głośny i mokry pocałunek na jej czole. – Uwielbiam być z Tobą, koło Ciebie, wreszcie nie musieć rozmawiać przez te technologiczne wynalazki! – przejechał nosem po policzku. – Tylko muszę znaleźć sobie coś do roboty.
- Musisz. – pokiwała głową. – Może zaczniesz od jutra?
- A co z dniem dzisiejszym? – zamruczał wprost do jej ucha, wkładając dłoń pod bluzkę i delikatnie przejeżdżając nią po plecach.
-  Musimy sprawdzić dom czy nikt niczego nie ukradł jak teraz wyszliśmy. – przesunęła opuszką palca po jego wargach. – Cały dom. Wszystkie pokoje.
- To nie ma na co czekać. – pocałował ją namiętnie, z niechęcią zabierając dłoń spod ubrania i szybkim krokiem ruszył w drogę powrotną, ponownie ciągnąc za sobą małżonkę.
--
Christine spojrzała na zegarek uporczywie odliczający jej czas i ponownie przeniosła wzrok na kartkę papieru. Przygryzła wargę i wykręciła numer. Po kilku sygnałach połączenie zostało przerwane. Spróbowała ponownie. Ta sama sytuacja. Przeklęła cicho pod nosem.
- Przecież mówiłam że zadzwonię. – po raz trzeci wybrała ten sam numer telefonu. – A podobno nigdy się ze swoją jeżynką nie rozstaje..- przerwała ciche rozważania gdy po drugiej stronie odezwał się wyrażenie zaspany głos. Spojrzała szybko na tykający zegarek „Dopiero 19. ” – Pan Jared Leto? – odchrząknęła, starając nadać swemu głosu profesjonalny ton. – Z tej strony Christine Lewandowska, ze szpitala dla zwierząt. Mam wyniki Cody’iego.
- Zaraz – Christine? – brunetka mrugnęła dwukrotnie na to pytanie.
- Odbierał pan u mnie swojego psa dziś. – przypomniała mu grzecznie.
- Christine, Polska, Łódż, pierogi.. – zaczął wymieniać wyrwane z kontekstu słowa. – To nie Ty wysyłałaś zdjęcia mojemu bratu? – zapytał nagle.
Christine wyprostowała się niczym struna i czuła jak jej twarz zalewa się czerwienią.
- Tak.. tak to ja. –pisnęła niczym mała dziewczynka. – Znaczy, on też mi wysyłał. – dodała, tym razem zbytnio manipulując swym głosem w drugą stronę. Uderzyła dłonią w czoło.
- Masz ciekawe poczucie humoru. – usłyszała delikatny śmiech po drugiej stronie słuchawki. – Niektóre z nich były rewelacyjne.
- Rzeczywistość bywa ciekawa. – wzruszyła ramionami. – Dziwne, że mnie skojarzyłeś.
- Pisałaś do Shannon’a że tu teraz pracujesz. Jak widać oprócz śpiewania umiem kojarzyć fakty. – Christine usłyszała niekrytą dumę w jego głosie. – A jak tam z Cody’m?
Christine przełknęła ślinę i spojrzała na notatki dokonane razem z James’em Lewis’em.
- Właśnie w tej sprawie dzwonie..



*****



Wreszcie! Prawie miesiąc - długi miesiąc, pełen zajętych weekendów i pisania na szybko. Przepraszam za taki długi okres oczekiwania, kolejny będzie szybciej. Musi być. Inaczej można kląć na mnie do woli.
Dziękuję bardzo za komentarze - strasznie mnie podbudowują a szczególnie dodają woli pisania i składania zdań które można zaprezentować publicznie :) 
Nowe zakładki - w końcu zrozumiałam działanie tego portalu~ 
Anee - odpowiedziałam pod komentarzem, bym nie została przypadkiem oskarżona o reklamowanie marek nieodpowiednich dla niepełnoletnich. Świat lubi się czepiać.
Mam nadzieję, że zrozumiałe są zdania w kursywie - albo po polsku albo w myślach albo zgodnie z kontekstem. Tak gwoli ścisłości.

Pozdrawiam serdecznie czytelników i do następnego rozdziału : ) 

16 komentarzy:

  1. u hu hu, widzę, że nie będzie przyjemnie z Cody'm, aczkolwiek ciekawam, cóż takiego nasza panienka wykryła. plusuje u mnie szef (nie, nie pamiętam nazwiska, dziwne takie) - surowy, ale w obejściu zaczyna być milszy, lubię takich. Lewis przynajmniej się pokajał, chociaż to rzecz niezwykła u facetów - rzadko ktr potrafi przyznać się do porażki niestety z mojego punktu widzenia.

    mało Shannimala, ktr jest moim ulubieńcem, aczkolwiek Mofo też ujdzie, chociaż to. mam nadzieję jednak, że obaj przetrwają ten kosmos - jeden Meksyk, a drugi uziemienie. :D
    Jay jak na razie nijaki taki dla mnie, ale to dobsz - zazwyczaj mnie wkurza swoim ego, bądź też przerysowaną postawą jako bóstwo Leto Junior - u Ciebie jest cacy.
    nie powiem, czekam na więcej Shanny'ego, jak najszybciej najlepiej. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. `Facet który przyznaje się do błędu zawsze jest dla mnie podejrzany - sam z własnej woli by tego nie zrobił!
      `Shannon jest też moim ulubieńcem - będzie go więcej,o wiele wiele więcej, później, wpierw musi się wyszaleć z Antoine :P
      `Jared pokaże charakter później, o to się nie martw, wpierw trzeba ich wszystkich naprowadzić na siebie ;)

      Usuń
    2. oj, o Jaya to się nie martwię, wierz mi. nie brakuje mi go, mwihihihihi.
      Shanny, czekam. <3

      Usuń
  2. Dlaczego nazwałaś moją kochaną ŁÓDŹ, miastem ulicy zakładów pogrzebowych? jak tylko to przeczytałam to zaczęłam się zastanawiać gdzie ty to widziałaś i która to ulica.
    A wracając do rozdziału, to martwi nie stan Cody'ego. Mam nadzieję, że będzie w nim wszystko dobrze, choć pewnie teraz Jared będzie częściej spotykał Christine:)
    Nawiązanie do Neon Night i zagubionego mikrofonu wyszło Ci świetnie i miałam niezłego banana na twarzy czytając to:D
    Jednak w tym rozdziale i tak najlepszy był Tomo i jego koty. Rozwaliły mnie jego rozmowy z pupilami. Po prostu cudo:)
    Czekam na kolejne notki i cieplutko pozdrawiam xD

    PS. A gdzie jadłaś to sushi, pojadę sprawdzić:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w Łodzi byłam 3 razy w życiu - pierwszy to około 4 lata temu, spontaniczny pomysł, w największą śnieżycę jaka mogła być xD' mieszkałam w jakimś hostelu(dom podróżnika młodzieżowego? coś z młodzieżą w każdym bądź razie.) i miałam obok niego idealnie ulicę z samymi zakładami pogrzebowymi - Samymi! Kumpel chyba powinien mieć zdjęcie Mega optymistycznie było :) i sushi gdzieś obok Manufaktury, nie pamiętam dokładnie bo w zeszłym roku nie mogłam go już znaleźć niestety:( ale perfekcyjne było <3 wiec jakby Tobie się udało to daj namiary :D

      Usuń
    2. obczajcie sobie House Of Sushi i Ato Sushi, oba przy Piotrkowskiej. moi znajomi tylko tam wędrują jak mają chętkę na świeżą rybkę, bardzo sobie chwalą - ja jednak wolę mniej surowe pokarmy. ;>
      co do ulicy pogrzebów - dajesz, 19 lat w łdz i jakoś się nie natknęłam, ciekawam. :D

      Usuń
    3. Serio?oO rany, teraz muszę kumpla ścigać o to zdjęcie bo naprawdę wtedy wzdłuż tej ulicy szłam :p a te sushi to obczaje u siebie, bo z nazw nie kojarze a surowa ryba to jest to!

      Usuń
    4. No koniecznie chciałabym zobaczyć to zdjęcie, bo przez tyyyyyyle lat mieszkania w Łodzi, nigdy takiej nie spotkałam.
      A co do sushi to chodzę i szukam tego najlepszego :D

      Usuń
    5. niestety jedyne zdjęcie jakie otrzymałam to panorama z pokoju oraz pokoju (to akurat Wam podaruje xD' ) Widok z okna Szkolnego Schroniska Młodzieżowego na Łódź - któraś z ulic to właśnie ta z zakładami.
      https://twitter.com/#!/LadyCherryCigar/status/187999575959801856/photo/1

      Usuń
    6. widząc taką uć, nie dziwię się, że Jay w którymś z wywiadów stwierdził, że mamy bardzo... ciekawą architekturę, jakby nic od parudziesięciu lat się nie zmieniło. -_-
      a blisko Manu to to w miarę było? może o Legionów mówiłaś? bo w sumie przed manu cmentarz jest, to i zakłady się powinny znaleźć :D

      Usuń
    7. Do Manu chodziłam piechotą (raz mi to tylko zajęło prawie 3h ale pomijając ten fakt xD) więc daleko nie było a mieszkałam właśnie przy Legionów choć cmentarza nie widziałam oO Także okolica temu sprzyjała :P Nie wiem kiedy teraz tam wrócę ale jak będę to na pewno postaram się odnaleźć tę ulicę i dokładnie tym razem to udokumentować:3
      i pamiętam ten wywiad - zastanawiałam się czy ktoś mu to podpowiedział czy sam to wymyślił :P

      Usuń
  3. Ojej, biedny Tomo... Ale w sumie się nie dziwię, aż sama jestem ciekawa, jak ja radziłabym sobie z czymś podobnym. Chyba rozrywałoby mnie od środka O.o. Ogólnie bardzo się cieszę, że opisujesz życie każdego z chłopaków, chociaż po troszkę, ale zawsze jest :). Jestem ciekawa, co tam będzie z biednym psiakiem Constance i jak dalej potoczy się znajomość Jareda i Shannona z Krychą :D.
    Bardzo przyjemny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaak, Tomo i jego koty rządzą :D rozwaliłaś mnie tym, hahhaa XD
    Podsumowując, rozdział jest genialny! Z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie zaskakujesz, pozytywnie oczywiście. Christine jako weteryniarz się sprawdza :D Wszystko mi się podobało! Czekam na więcej, szybciutko pisz! POzdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. i jak tam, może coś przed długim weekendem nam panienka sprezentuje?
    btw, obczaiłam wreszcie te djarumy wiśniowe - mniam mniam. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właściwie to miałam dzisiaj dodać nowy ale jeszcze go nie dokończyłam i nie obrobiłam a się okazało że studia zamiast wolnego-od-nauki tygodnia dały zawalony-pierdołami tydzień..
      Chyba że jakoś się wścieknę i rzucę naukę w kąt i dodam rozdział na godzinach :D <3

      Usuń