- Od kiedy malujesz się do pracy? – zapytał Ethan,
obserwując rysującą eyelinerem kreskę Krystynę w łazience.
- A co cię to interesuje? – fuknęła, wyjeżdżając przy
okazji poza powiekę. – Kurwa, jebany
pędzelek.
- Miałaś ograniczyć przeklinanie. – westchnął, choć nie
zrozumiał ani słowa.
- Pierdol się.
– mruknęła pod nosem, na co blondyn skrzywił się ostentacyjnie i zaczęła
ścierać nieudany makijaż papierem toaletowym
- Denerwujesz się? – zapytał się i podał jej płatki
higieniczne. Skinęła lekko głową tym samym jednocześnie odpowiadając na jego
pytanie i dziękując za podane płatki. – Będzie dobrze, to nie jest tak że
pierwszy raz zajmujesz się takim przypadkiem. – zgromiła go wzrokiem. – No
dobrze, może pierwszy raz ale to James ma w tym wprawę, prawda? – ponowne
zgromienie spowodowało machniecie ręką Anglika. – Nic już nie mówię, bo się
tylko pogrążam.
- Dokładnie. – zmyła nieudane kreski i postanowiła nie
próbować ponownie. Sam tusz do rzęs w zupełności wystarczy. – Nie masz dzisiaj
wyjazdu w teren?
- Jedziemy z Maxem do pewnej wytwórni zobaczyć jak ten
cały Matthew Kent pracuje, wiesz ten co nielegalnie sprzedaje czyjąś muzykę. –
wyszedł z łazienki, nalewając wody do czajnika. – Chcesz kawy?
- Po kofeinie mnie nosi, a dziś muszę być spokojna. – narzuciła
na siebie skurzaną kurtkę i chwyciła wcześniej zrobionego tosta do ust. –
Powodzenia w pracy!
- Wzajemnie. – zdążył odkrzyknąć i usłyszał trzaśnięcie
drzwiami.
--
Max stała pod klatką schodową zabiedzonej kamienicy,
starając sobie przypomnieć pod którym numerem mieszka jej wspólnik, gdy drzwi
otworzyły się z hukiem i wypadła z nich Kryśka z na wpół zjedzonym śniadaniem.
- Hej Max. – dała jej przelotnego buziaka w policzek. –
Ethan zagotowuje właśnie wodę na kawę, może się jeszcze na nią załapiesz.
- Dobrze by było. – blondynka przytrzymała nogą drzwi. –
Jest 7.30, nie masz przypadkiem na 6?
- Dziś wyjątkowo na 8 ale za to do 18. – skrzywiła się
brunetka, wykorzystując pogawędkę na dojedzenie tosta. – A wy zdążycie w pół godziny przez miasto
przejechać? - Max uśmiechnęła się
szeroko wskazując na błękitnego ścigacza zaparkowanego obok krawężnika. –
Dobra, więcej pytań nie mam! Lecę, bo się spóźnię.
- Trzymaj się. – machnęła jej ręką Maximiliana i gdy
brunetka zniknęła za rogiem zorientowała się że nadal nie wie pod który numer
mieszkania ma się kierować. – Kurwa.
--
- Nie jestem pewna czy chce wiedzieć co żeście wczoraj
robili. – fuknęła na nich Constance gdy spóźnieni bracia przyjechali pod
zwierzęcy szpital na motorze Shannona i stanęli przed swą rodzicielką wyraźnie
spłoszeni.
- Cody! – obydwaj rzucili się na uradowanego choć
zmęczonego belga, na co ich matka wywróciła oczyma.
- Do środka. – rzuciła, sama niezupełnie pewna czy mówiła
do psa czy synów. – Cieszę się niezmiernie że chcieliście tu ze mną przyjechać
ale nikogo nie obchodzi to że jesteście gwiazdami więc macie trzymać się
zegarka. – warknęła na nich po cicho, podchodząc do recepcji. – Dzień dobry,
moje nazwisko Leto i byłam umówiona z doktorem Lewisem.
- Pokój numer 27, już doktor czeka w środku.
Constance jeszcze raz zgromiła synów wzrokiem na co Jared
przewrócił oczyma, dziękując w duchu za okulary przeciwsłoneczne a Shannon
zaczął się energicznie rozglądać po holu. Cody grzecznie aczkolwiek z wyrażną
niechęcią poczłapał za nimi. Ożywił się dopiero na kobiecy głos.
- Tu jest mój chłopiec. – szczeknął i pacnął łapą biały
fartuch lekarki. – No tak tak, dobry psiak. – przekrzywił głową by ręką sama
znalazła najlepsze miejsce do głaskania.
- Myślałam że mówi do mnie. – można było usłyszeć burkniecie
Shannona i delikatny śmiech obecnych w pokoju ludzi. – Siemasz Christine.
- Cześć. – wstała z kolan, nie pewna czy ma się jakoś
inaczej przywitać z perkusistą. Mężczyzna wybawił ją z kłopotliwej sytuacji
podchodząc i składając pocałunek na policzku. Constance uniosła zdziwiona brwi
ku górze a Jared wyciągnął dłoń w kierunku James’a.
- Jak widać, dowieźliśmy pacjenta. – Lewis pewnie
uścisnął dłoń gwiazdora. – Na czym to wszystko będzie polegało?
- Przeprowadzimy operację na otwartym sercu. – James podprowadził
Constance do biurka i pokazał leżące na nim papiery. – Doktor Lewandowska
będzie mi asystowała przy zabiegu razem z nieobecnym tu doktorem Troummanem.
- Jakie są szanse? – zapytała cicho blondynka, patrząc
wprost w oczy mężczyzny.
- To zależy od samego pacjenta i tego jak poważny jest
jego stan. – odpowiedział poprawnie politycznie Lewis.
- Zawsze jest ryzyko. – dodała Krystyna. – Zrobimy co w
naszej mocy.
- Widzisz? – Shannon poklepał owczarka po głowie. –
Jesteś w dobrych rękach mały.
- Proszę o telefon od razu po zabiegu. – zażądała
Constance oddając smycz w ręce Christine.
- Zadzwonię. – uśmiechnęła się brunetka, a James poprosił
kobietę o ponowne przeczytanie zgody na operację i przejrzenie danych
osobowych. – 3 minuty spóźnienie, jestem pod wrażeniem. – zwróciła się do
stojących przed nią braci. – Spodziewałam się co najmniej pół godziny.
- Pisałem ci że
zdążymy. – mrugnął do niej Shannon a Jared wydął wargę.
- To że jesteśmy muzykami nie świadczy, że nie szanujemy
cudzego czasu. – odparł urażonym głosem. Christine uniosła jedną brew.
- Twoja mama
mówiła co innego. – zaśmiała się i poczuła dłoń blondyna na ramieniu. – Tak
więc damy znać jak Cody się przebudzi, proszę się nie martwić.
- Będziemy czekać. – Shannon otworzył matce drzwi i
przepuścił ją przodem. Obrócił się do Christine i puścił oczko czekając na
brata. Jared w tym czasie pochylił się nad psem i szepnął mu do ucha kilka
słów, jednocześnie wesoło go tarmosząc. Cody szczeknął i polizał po twarzy
młodszego Leto. Kryśka zachichotała i patrzyła zdziwiona jak wstaje i wychodzi
z gabinetu za resztą rodziny.
- Wydają się tacy… zwyczajny. – odparł w końcu James,
drapiąc się dłonią po głowie. – A co ten jeden się z tobą tak przywitał? Znasz
go?
- To perkusista. – odparła jakby była to najbardziej
oczywista rzecz na świecie i ruszyła z Cody’m w kierunku przejścia do sali
przygotowawczej.
- No tak, to wszystko tłumaczy. – burknął pod nosem James
i ruszył za nią.
--
- Znasz ją? – Constans spojrzała na swego starszego syna, który zadowolony uderzał
palcami w telefon.
- Poznał po jednym z koncertów, prawda Shanny? – wtrącił
się Jared, szczerząc przy tym szeroko zęby.
- Spotkaliśmy się raz i tyle. – mężczyzna zgromił bruneta
wzrokiem. – Młody robi z tego niepotrzebną aferę.
- Może jest zazdrosny. – zastanowiła się w głos matka
powodując kręcenie głową młodszego syna. – A nie mam racji? Brzydka nie jest.
- Za niska.
- Sam jesteś za wysoki. – burknął w jej obronie Shannon.
- Naprawdę? – odezwała się Constance nim jakiś dźwięk
zdołał wylecieć z otwartych ust Jareda. – Stare konie, po 40 lat na karku i
ciągle nie znudziły wam się te kłótnie o wzrost?
Mężczyźni spojrzeli na siebie.
- Nie. – odpowiedzieli jednocześnie.
Kobieta machnęła na nich ręką, ucałowała każdego z osobna
w policzek i skierowała się do srebrnego auta stojącego na parkingu.
- Podwieziesz mnie do Emmy? – zapytał Jared sprawdzając
wiadomości na telefonie. – Musiałbym z nią załatwić parę spraw.
- To od razu przeproś za wczoraj. – Shannon rzucił mu
kask i uruchomił motor. – Dobrze się składa, odwiedzę Tomo od razu.
- Jeszcze u niego nie byłeś? – zdziwił się Jared jednak
huk motoru uniemożliwił mu usłyszenie odpowiedzi.
--
- Dzień dobry. – Max uśmiechnęła się uroczo do
recepcjonistki. – Przyszłam do pana Kenta.
- W jakiej sprawie? – odparła znudzonym tonem.
- Mam materiał o który prosił. – pokazała kawałek
plastiku i przymknęła oko. – Poufne.
Sekretarka uniosła wzrok znad klawiatury i zlustrowała
kobietę. Krótkie jasne włosy wychodziły niesfornie spod brązowego kaszkietu,
gryzącego się z zielonym paltem i żółtym szalikiem.
- Ależ oczywiście. – wysiliła się na delikatny uśmiech i
zapisała coś na małej karteczce. – Oto numer gabinetu,3 piętro, drugie drzwi na
lewo.
- Dziękuję bardzo. – Max skinęła głową i pewnie ruszyła w
kierunku wind. Wcisnęła guzik. Gdy winda zatrzymała się na pierwszym piętrze,
do środka wszedł Ethan.
- Masz coś?
- Totalną pustkę w głowie. – pokazała mu skrawek papieru.
– I zaproszenie do jego gabinetu.
- Super. – nałożył okulary przeciwsłoneczne i napotkał
wątpliwe spojrzenie koleżanki z pracy. – No co? Trzeba wyglądać profesjonalnie.
- Zdejmij je albo z nie idziesz ze mną.
- Daj spokój Max. – winda zatrzymała się na 3 piętrze.
- Zostajesz na zewnątrz. – mruknęła i uśmiechnęła się i
zapukała w przezroczyste drzwi. – Pan Kent? Witam, nazywam się Cassandra Milis.
– weszła do środka zostawiając Ethana na korytarzu.
- Chyba ją pojebało..
--
- 4 i pół godziny. – Christine wyszła z sali operacyjnej
i sięgnęła po butelkę wody. – Prawie 5 pierdolonych godzin pieprzenia się z tym gównem.
- Co? – James zabrał jej napój z dłoni i wypił to co
zostało w środku. – A co Ty myślałaś że to będzie ciach prach?
- Nie myślałam że będzie to aż tak stresujące. – usiadła
na krześle, patrząc na swoje palce. – Wiem że to co powiem to banał ale teoria
to zupełnie co innego jak praktyka.
- Dobrze się spisałaś. – poczuła męską dłoń na głowie. –
Po pracy pójdziemy na drinka.
- Nie ma problemu. – skierowała wzrok na mężczyznę który
zdjął fartuch, pozostając w podkoszulku. – Niezły tatuaż. – pokiwała głową
oceniając przeróżne motywy widniejące od jego nadgarstka aż po ramię. – Już
rozumiem dlaczego przez cały czas widzę cie w długim rękawie.
- To nie przez to. – wskazał na rękę. – Po prostu
denerwuje mnie krótki rękawek. – wzruszył ramionami. – A że w klinice mamy
klimatyzację to przyzwyczaiłem się do długich mankietów.
- Ludzie dziwnie patrzyliby gdybyś w krótkim przyjmował
pacjentów.
James spojrzał na nią z politowaniem.
- Proszę cie, Christine. Nie żyjemy w latach ‘80 gdzie
tatuaże nosili tylko przestępcy.
- Wiem, tylko u nas nadal jest z tym problem. –
wymamrotała cicho. – Ale nie ważne. Boże, jak ja się cieszę że ta operacja
jakoś poszła. – sama ściągnęła z siebie biały fartuch. – Stresowałam się jak
nigdy.
- Nic nie mówiłaś ze znasz właścicieli psa.
- Bo nie znam. – obruszyła się. – Tylko przelotem.
- No fakt, przecież to perkusista. – pacnął się w czoło,
wymawiając dwa ostatnie słowa z przekąsem. Christine spojrzała na niego i
wykrzywiła usta w ironicznym uśmiechu.
- Co, zazdrościsz?
- Gdyby to była Sasha Grey to zabił z zazdrości.
Kobieta przewróciła oczyma.
--
- Siemasz Vicky! – zawołał Shannon, wchodząc przez
wiecznie otwarte główne drzwi do domu Chorwackiej rodziny. –Cześć Milo. – nachylił się by pogłaskać
rudzielca który wyszedł mu naprzeciw. – Widzę że pan domu wrócił i od razu
przybrałeś na wadze.
- Akurat go odchudzam. – fuknęła Vicky, wychodząc z
salonu. Uścisnęła mężczyznę na przywitanie i pacnęła delikatnie po głowie. –
Podobno jesteś w LA od kilku dni i nawet nie mogłeś zadzwonić, że przeżyłeś
lot?
- Wybacz jakoś tak wyszło. – uśmiechnął się rozbrajająco.
- Nawet nie spodziewałam się innej odpowiedzi. –
prychnęła brunetka ale jednocześnie uśmiechnęła się do perkusisty. Chwyciła
Milo i ruszyła w stronę kuchni. – Piwo czy herbatę?
- Wodę. – zaczął rozglądać się dookoła. – Męża gdzie
masz? Podobno zaczął już przygotowywać plan zagłady z powodu braku zajęcia.
- Prowadzi lekcje. – odpowiedziała lekko, puszczając kota
i wyciągając szklankę z szafki.
- Co prowadzi? – zapytał zdezorientowany muzyk, siadając
na pobocznym stołku.
- Jest nauczycielem. – Vicky podała mu szklankę która
bezwiednie przeleciała przez palce Shannona i efektywnie rozbiła się na
podłodze.
- Co kurwa?
--
- Em otwórz. – Jared jęknął pod drzwiami asystentki. –
Wiem że tam jesteś. - Gwałtowne poruszenie zamków i stanął twarzą w twarz z wyraźnie
wkurzoną i zaspaną asystentką. – Oho, widzę że spałaś.
- Jakbyś kurwa zgadł. – warknęła na niego ale
jednocześnie wpuściła do środka. – Wytrzeźwiałeś czy otrzeźwiałeś i przyszedłeś
przeprosić?
- Jedno i drugie. – uśmiechnął się najładniej jak umiał i
pochylił się do przodu by przyjąć przepraszającą pozycję.
- Naprawdę Leto? – spojrzała na niego znudzona. –
Próbujesz na mnie tych lichych sztuczek?
- Wszystko tylko nie lichych. – obruszył się i uścisnął
mocno przyjaciółkę. – No już już, nie będę pił do imprezy Shanna i pomogę ci ze
wszystkim co trzeba. Przepraszam no.
- Co ty taki uległy? – wymamrotała w jego koszulę i
oddała uścisk. Gdy ją puścił spojrzała uważnie w te błękitne tęczówki. –
Zazwyczaj przeprosiny wymagają od ciebie kilkunastu podejść.
- Nie myl mnie z bratem. – fuknął.
- U niego wymagają kilkuset podejść. – spojrzała na ekran
telefonu. – Akurat miałam wstać więc trafiłeś w idealnym momencie. To czemu się
płaszczysz bez zająknięcia?
- Wczoraj umówiłem się z tobą u mnie a nic z tego nie
wynikło. – zainteresował się nietypową rzeźbą stojącą na kredensie. – Więc
jestem tu. – wyszczerzył się.
- Nigdy cię do końca nie zrozumiem. – ziewnęła głośno i
machnęła ręką by ruszył za nią. – Mamy dużo decyzji do podjęcia. Dzwonił gość
od balonów oraz…
--
- Dzień dobry pani Leto. – Christine zerknęła na tablicę
wyników belga i aż uśmiechnęła się do słuchawki. – Z tej trony Christine
Lewandowska, dzwonię w sprawie Cody’iego.
- Żyje? – jedno pytanie rzucone bez tchu.
- Żyje, jak na razie wszystko wskazuje że będzie dobrze.
– odpowiedziała spokojnie. – Oczywiście zanim stan pacjenta będzie zupełnie
stabilny należy zaczekać kilka dni.
- Jak dobrze! – kobieta wyraźnie odetchnęła z ulgą. –
Dziękuję strasznie pani! Jestem dozgonnie wdzięczna!
- To doktor James Lewis prowadził całą operację a i
pomagał nam sztab znakomitych asystentów. – Operacja
nigdy nie jest dziełem jednej osoby. – Ale proszę pamiętać że to następne
dni będą znaczące, rozumiemy się?
- Ależ oczywiście! – Kryśka wręcz widziała jak Constance
kiwa energicznie głową. – Kiedy będę mogła przyjechać do niego w odwiedziny?
- Jak tylko będzie taka możliwość to damy pani znać. –
James wszedł do pokoju z dwoma kubkami z kawą. – Dziękuję i dowidzenia.
- Ucieszyła się? – zapytał podając jej jeden z nich.
- Nie, wolała swego psa zobaczyć mniej ruchliwego. –
fuknęła na niego i podmuchała gorący napój. – Ratujesz tym mój tyłek, wiesz?
- W końcu kilka zabiegów jeszcze przed nami. – wsadził
jedną rękę do kieszeni i upił łyk. – Nie wiesz może kiedy David wraca?
- Miał dzisiaj być. – westchnęła cicho. – Jak ci
przeszkadzam to zawsze mogę przenieść się na interne.
- Mam ryzykować że
pacjenci nie zrozumieją ani zdania przez ten twój akcent? – spojrzał na nią z
góry. – Choć, pójdziemy coś zjeść póki mamy przerwę.
- Nie wiem czy mnie tolerujesz czy inni już cię po prostu
nudzą. – spojrzała na niego podejrzliwie. James zaśmiał się lekko i przepuścił
ją w drzwiach.
- I się nie dowiesz.
- -
- Bardzo dziękuję za rozmowę. – Max wstała z fotela i
uścisnęła dłoń starszemu mężczyźnie z dość pokaźnym brzuszkiem. – Zastanowię
się nad pana ofertą.
- Mam nadzieję. – omiótł ją wzrokiem i sugestywnie
poruszał brwiami. Max poczuła jak wszystkie wnętrzności przewracają się z
obrzydzenia ale tylko uśmiechnęła się przymilnie i wyszła za drzwi. Siedzący na
korytarzu Ethan zrazu podniósł się i znalazł tuż obok niej.
- Jak tylko zmarnowałaś moją jedyną szansę przez jakieś
pierdolone okulary..
- Wyluzuj. – warknęła na niego i zamknęła za sobą drzwi
do windy. Spojrzała mu prosto w oczy i wygięła wargi w wyrazie pełnego
zadowolenia. – Mam wszystko co jest nam potrzebne.
Ethan odetchnął z ulgą.
--
- Koniec na dziś. – zaświergotała Christine ściągając z
siebie biały fartuch. – Nie masz nawet pojęcia jak się cieszę. – Wygładziła
jasną bluzkę na którą narzuciła ciemną skórzaną kurtkę.
- Wyglądasz całkiem przyzwoicie. – James obejrzał
dziewczynę. – Znam rewelacyjny irlandzki bar, spodoba ci się tam. – otworzył jej
drzwi i puścił ją przodem.
- Uwielbiam Irlandczyków. – Christine uśmiechnęła się
szeroko, przygryzając dolną wargę. James przewrócił oczyma i przystanął w
miejscu patrząc przed siebie. Kryśka podążyła za jego wzrokiem i ujrzała
znajomą twarz schowaną za okularami słonecznymi. – Shannon?
- I jak poszło? -
usłyszała na przywitaniu od mężczyzny, który dziarsko do nich podszedł.
- Dzwoniłam do
twojej mamy a tobie i bratu posłałam smsa. – spojrzała szybko to na James’a- Co
tu robisz?
- Postanowiłem
dowiedzieć się osobiście. - mrugnął do niej, po czym uświadomił sobie że tego
nie widzi przez czarne okulary 'Ty
kretynie'. Blondyn zmierzył go wzrokiem nie okazującym nawet odrobiny
sympatii. ‘I jeszcze wyraźnie
przeszkadzasz.’ Odchrząknął na co Krystyna uniosła brwi ku górze. - Masz
wolny wieczór?
- Właśnie wybieramy
się… - spojrzała na Jamesa który szybko machnął ręką.
- Kiedy indziej się
przejdziemy. - przerwał jej w pół zdania. – Teraz jestem wyjebany więc nawet
dobrze się składa.
- Sam to
zaproponowałeś. - zmarszczyła brwi, podczas gdy blondyn nałożył na głowę kask,
zapalił motor i odjechał nim zdążyła jakkolwiek zareagować. - Rozumiesz coś z
tego? - zapytała Shannona, a ten tylko wzruszył ramionami. - Jak widzisz, mam
jednak wolny wieczór. - uśmiechnęła się do perkusisty, który z zadowoleniem
skinął głową.
***
Rozdział nie czytany ponownie i nie poprawiany bo wszystko na szybko dodawane za co z góry przepraszam :(
Internetu nie mam nadal, dokończyłam na szybko podczas kolejnego obiadu w domu rodzinnym (wreszcie normalne jedzenie <3 p="p"> *jakiś bug tu się znalazł więc wykasowałam zdanie. i nie pamiętam co tu pisało,nic a nic.*
Pełna aktywność powróci jak rozpracuję życie dookoła.
Pozdrawiam, ściskam i pamiętam o Was wszystkich, naprawdę! Ale rzeczywistość potrafi skomplikować nawet najprostsze sprawy..
3>
Zdecydowanie za krótko!!! Powinnam strzelić focha i nic więcej nie napisać, ale za bardzo lubię to opowiadanie... Uwielbiam Shannona i Jareda jako kłócących się braci i Constance stawiającą do pionu 40-letnich synów. Aż potrafię sobie to wyobrazić :)) Co do Jamesa i Kryśki, to wydaje mi się, że wcale ona mu się nie nudzi, wręcz przeciwnie, pewnie wpadła mu w oko. Zgadłam?? :D Ale nie będzie tak łatwo, bo James będzie musiał stanąć w szranki z Shannonem. Będzie zabawnie :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że chociaż braku czasu i internetu nie zapominasz o Nas i dodajesz rozdziały. Uwielbiam Cię i cieplutko pozdrawiam, życząc by wszystkie sprawy się "odskomplikowały" :D
O proszę, proszę! Jak miło w końcu przeczytać nowy rozdział! Aj, tęskniłam za tym, wiesz?
OdpowiedzUsuńLubię takich braci Leto, jakich opisujesz. Duże dzieci i ciągle pouczająca matka. Ale przynajmniej im się nie nudzi, wesoło mają :D. Widać, że Shann nieźle się wkręcił, oj widać, widać ^,^. Jared taki trochę jakby niedoinformowany i dlatego taki jakiś trochę dziwny był. Ale co? Shann nie może poznawać nowych osób? Czterdziecha, więc dobrze, że chociaż jeden mądry i się za siebie wziął.
A ten James to też trochę tak mnie zaskoczył. No nic, zrobił jak chciał, a w sumie miał pierwszeństwo do spotkania, bo jako pierwszy się o niego zapytał :).
Hmm, to by było na tyle. Aaa! Fajnie, że psiak przeżył, mam nadzieję, że nic tam z nim nie kombinujesz. Mimo, iż to tylko fikcja, to jestem strasznie uczulona na ból zwierząt itd. Kuuurcze... No, dobra już, dobra.
Tyle ode mnie, do następnego!
; *****
Łohooo! Nowy <3 przeczytałam kilka dni temu, ale nie zdążyłam skomentować, więc postaram się pokrótce opisać to co pamiętam ;p Cieszę się, że operacja się powiodła i Cody jest chyba najszczęśliwszym psem na świecie xd mieć takich właścicieli, którzy tak się martwią o psiaka <3 Ciekawa jestem co między Kryśką, a Shannonem będzie, bo raczej coś będzie ;> Ale co z James'em? Czyżby on... w Kryśce? o.o nie, nie nie... muszę uspokoić emocje i poczekać na kolejny ;p A Jared i Emma <3 kocham ich ;D Kolejnyyy! Przepraszam, że tak krótko, postaram się w następnym bardziej postarać.
OdpowiedzUsuńProsiłabym o zapoznanie się z najnowszym wpisem organizacyjnym: http://marsowe-historie.blog.onet.pl/ORGANIZACYJNE-Czystki-prosba,2,ID501327830,n
OdpowiedzUsuńWcześniej jakoś nie komentowałam, bo nie było okazji.
OdpowiedzUsuńNajlepsza akcja, gdy Shannon dowiaduje się o tym, że Tomo naucza <3