sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 10.1


Na pocieszenie po nieudanym Końcu Świata.


- Naprawdę nie mam pojęcia jak wytrzymuję z tobą od 40 lat. - wymamrotał Shannon otwierając drzwi do ich wspólnego mieszkania. Owszem, miał swoje lokum, znacznie mniejsze znajdujące się niedaleko willi brata ale przez wbudowane tutaj studio jak i ze zwykłej wygody bardzo często zostawał na noc w swoim starym pokoju, którego Jared jeszcze nie zdążył przerobić na kolejne pomieszczenie z instrumentami czy płytami albo obrazami. - Zachowujesz się niekiedy jak jakiś szczeniak.
- Dostaje opierdol za to że wjechał we mnie motor? - mruknął Jared, wchodząc za nim, od razu skierował się na kanapę przed telewizorem. - Nie mam ochoty wysłuchiwać dzisiaj jaki to jestem zły i niedobry..
Shannon westchnął, podszedł do lodówki i wyjął z niej dwa zimne piwa. Usadowił się obok brata, otworzył oba i podał jedno z nich zmęczonemu brunetowi, bez słowa wpatrującego się w czarny ekran wyłączonego sprzętu.
- Cieszę się że nic ci się nie stało głupolu. - wymamrotał cicho Shannon, wiedząc że Jared usłyszy to bez problemu. - Uważaj na siebie.
- Wiem. - westchnął głęboko patrząc na końcówkę rany wyglądającą spod rękawa. – To nie było specjalnie, po prostu się zamyśliłem.
- A mogłem kupić ci na urodziny coś odblaskowego. – wymamrotał Shanny, powodując mały uśmiech na twarzy brata. – Mówiłem serio.
- Mam całkiem poważną minę. – skinął głową, nie tracąc głupiego uśmiechu z twarzy, całkowicie nie pasującego do przeżytej sytuacji sprzed kilku godzin.
- Gdzie się w ogóle włóczyłeś? – zapytał zaciekawiony Shannon. – Przecież mogłeś sobie bezpiecznie zamówić taksówkę albo co.
-Miałem ochotę na spacer, już ci to mówiłem. – mruknął lekko poirytowany ciągłym powtarzaniem jednej i tej samej sprawy.– Ale tak naprawdę dobrze że o tym wspominasz. – spojrzał wprost na brata i wyszczerzył usta w szerokim uśmiechu, który nie przypadł do gustu starszemu Leto. – Co robisz w tą sobotę?
- Nie wiem, chyba spotkam się z Christ w ramach przeprosin za dzisiejsze twoje zachowanie. – odparł, naciskając na przed ostatnie słowo.
- To je odwołujesz. – Jared machnął nie uszkodzoną ręką. – Mamy dla ciebie małą niespodziankę.
Shannon upił łyka zimnego piwa, nie pewny czy chce brać udział w szalonym pomyśle brata.

+++

- Chce wiedzieć co tu się wczoraj działo? – to były pierwsze słowa jakie usłyszał potwornie skacowany Ethan w drodze do toalety. Całą swoją wolą zmusił głowę aby spojrzała w prawo, wprost na siedzącą sobie wygodnie przy porannej kawie i z papierosem w ustach współlokatorkę, patrzącą na niego z wyraźnym rozbawieniem.
- Nie palimy w kuchni. – wymamrotał ciężkim głosem, jednocześnie starając się jakoś odkaszleć poranną chrypkę. – I nie lubisz kawy.
- Lubię. – na potwierdzenie siorbnęła brunatnego napoju. – Tylko mnie po niej nosi.
- Spoko. – zapalił światło i wszedł do zbawiennego pomieszczenia z kibelkiem.
- Ej, nie wymigasz się z rozmowy o wielkim słoniu w salonie! – wrzasnęła za nim, wdychając zbawienny tytoń do płuc.
- Aż tak duży nie jestem. – dobiegł do niej głęboki głos drugiego mężczyzny znajdującego się w mieszkaniu. – Christine, tak? – podszedł do wolnego miejsca przy stoliku i opadł na nie bez tchu.
- A ty byłeś Tim? – wypuściła dym w przeciwnym kierunku, aby jak najszybciej zniknął za uchylonym oknem. – Miło cię znowu widzieć.
- Chciałbym powiedzieć dokładnie to samo. – wymamrotał mało wyraźnie mężczyzna, nie spuszczając wzroku z jej papierosa. – Ale brakuje mi tytoniu.
- Niech twój nowy kolega się z tobą podzieli, moje są na wykończeniu. – szybkim ruchem zamknęła paczkę w której to znajdowała się ostatnia sztuka i, dla większego bezpieczeństwa, schowała ją od razu do kieszeni. – Poza tym nie można palić w kuchni, wiesz taka odgórna zasada.
Tim spojrzał na nią spode łba, jednak nie wdał się w dalszą część tej dyskusji. Christine dopiła kawę do końca i wstała ze stołka, odkładając kubek do zlewu.
- Dobra, muszę do pracy. – poklepała Tima po ramieniu i narzuciła na siebie jeansową kurtkę, pozwalając włosom odpocząć od gumki. – Ethan, będę wieczorem! – zapukała głośno do łazienki z której wydobył się niezrozumiały warkot. Pokręciła głową i zadowolona z życia, ruszyła podbijać kolejny dzień w mieście aniołów.

+++

Tim zaczekał aż kobieta wyjdzie z mieszkania, po czym wręcz rzucił się na czajnik by go włączyć i zrobić sobie napój bogów zwany powszechnie kawą. Nie miał pojęcia co go zmusiło ostatniej nocy do picia tak wielkiej ilości alkoholu w tym przydrożnym barze, a co lepsze w jaki sposób znalazł sobie do tego picia kompana. Zalał kawę i zaciągnął się mocno jej aromatycznym zapachem.
- Jest jeszcze woda w czajniku? – usłyszał za sobą zmęczony głos.
- Daj kubek. – mruknął, pocierając wolną dłonią skroń. – I znajdź jakieś fajki.
- Ale żeśmy wczoraj zaszaleli. – zaśmiał się cicho pod nosem Ethan, przeszukując poszczególne szuflady. – Nie pamiętam kiedy tyle piłem.
- Masz. – Tim przesunął mu kawę po blacie i usiadł na stoliku. – Było tego sporo. A możesz jeszcze powiedzieć jak do licha się tu znalazłem?
Ethan wykrzywił usta w chytrym uśmiechu i podał skacowanemu kompanowi znalezione gdzieś papierosy.
- Jak żeś skończył z pirackimi przebojami to zacząłeś bliżej nieznany repertuar śpiewać, co jednak nie spodobało się właścicielom. – odpalił zapalniczkę. – Wpakowałeś się do mojej taksówki, jednak kierunek „Mój dom palancie”, nie przekonał miłego pana, którego z trudem powstrzymałem od zostawienie ciebie na krawężniku.
- Ciekawe.. – Tim zmarszczył brwi starając przypomnieć sobie cokolwiek z opowiadanych właśnie wydarzeń, jednak jego pamięć zablokowała się przy trzeciej zwrotce „Yo ho, Yo ho, the pirate like to be”. – Sorry za kłopot . – wymamrotał bardziej do kubka z kawą aniżeli do Anglika, ale ten odebrał to bez jakiś większych zastrzeżeń.
- Nie ma sprawy. – wzruszył ramionami. – Tak gwoli wyjaśnienia, to nie jesteś mi nic winien. Płaciłeś za wszystko. – dodał, widząc niezrozumienie na twarzy bruneta.
- Kurwa.. – warknął cicho Kalleher, nie chcąc nawet zaglądać do portfela.

+++

- Cześć James. - Christine uśmiechnęła się przyjaźnie do mężczyzny idącego korytarzem w kierunku gabinetu szefa placówki.
- David wrócił. - odparł bez większego zainteresowania. - Mamy się u niego natychmiast zameldować.
Christine zmarszczyła czoło z niepokojem.
- Przecież ostatnio wszystko idzie w miarę dobrze, to że cofnęliśmy jedno zamówienie to przecież nic takiego, sam wiesz że było ono niepoprawne...
- Jak wczorajsza randka? - James przerwał jej monolog, wprowadzając ją tym samym w niemałe zmieszanie.
- Co? - zdążyła tylko odpowiedzieć, nim oboje nie weszli do gabinetu Davida. Szef nie zmienił sie podczas tych trzech tygodni za wiele, a jego spojrzenie wciąż sprawiało że Kryśka czuła sie jak przed egzaminem na uczelni. – Dzień dobry panie Troumman.
- Odpowiada wam obecna współpraca? - zapytał bez przywitania.
- Nie mam problemów. - stwierdził James, lekko wzruszając ramionami.  Christine przewróciła oczami. Kompletnie go nie rozumiem.
- Też nie wnoszę zastrzeżeń. - odpowiedziała, poprawiając torbę zsuwającą sie jej z ramienia.
- To zostajecie w takim układzie do odwołania. - zadecydował David, wpisując coś szybko do komputera. - Levis możesz już iść, masz pacjenta w 2, Lewandowki z tobą chce zamienić kilka słów.
- Dobrze. - James skinął głowa na pożegnanie i wyszedł z gabinetu.
Christine doprowadziła go wzrokiem, ciągle analizując jego niespodziewane pytanie.
- Chyba nigdy go nie zrozumiem. - burknęła pod nosem, co zostało zupełnie zignorowane przez jej szefa. - Chodzi o coś konkretnego?
- Zapisałaś się na uczelnie? - zapytał bez ogródek.
Christine skinęła głowa.
- Udało mi się wcisnąć na zajęcia weekendowe dla osób podchodzących do nostryfikacji na przełomie lipca i sierpnia. - odpowiedziała spokojnie. - I chyba przyjęli mnie tam gdyż ktoś mnie polecił. - spojrzała na niego wymownie.
- Uda ci się nadrobić materiał z zeszłego roku?
Christine wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się cierpko.
- A mam inny wybór?
- Nie. - stwierdził stanowczo. - Poduczysz się pod Lewis'em i podejdziesz do egzaminu.
- Rozumiem że nie zdanie nie wchodzi w rachubę?
- Lewandowski. - David spojrzał na kobietę. - Liczę na to, że w ramach wdzięczności za zatrudnienie pani tutaj, pomimo braku odpowiednich formalności, jest wystarczającym motywatorem do ekspresywnego ruszenia z nauką i wręcz wybitnego postarania. Rozumiemy się?
Christine wykrzywiła usta w bliżej nieokreślonym grymasie.
- Aż za bardzo. - odparła. - I zobaczysz że cię nie zawiodę.

+++

- Czemu nie odbierasz.. – wymamrotał pod nosem Shannon, machając luźno nogami z barmańskiego stolika w kuchni Chorwata. Wsparcie go w przeforsowania baru w mieszkaniu było jedną z lepszych decyzji w jego życiu. Nawet gdy był zmuszony przeprowadzić poważną, męską rozmowę z Vicki, która po dziś dzień nie jest pewna jak się na to zgodziła, to było warto.
- Pewnie chodzi po domu i śpiewa. – odpowiedział gitarzysta, sącząc jakiś bliżej nieokreślony napój.
- Kto? – zapytał automatycznie Shanny, odrywając wzrok od ekranu komórki.
- No Jay. – zdziwił się Tomo. – To do niego dzwonisz, tak?
Perkusista jęknął w duchu i przeklną niedawno podjętą pracę Tomislava. Rozumiał że siedzenie na tyłku w jednym kraju może być upierdliwe, ale gdy ma się żonę to powinno być dużo więcej ekscytujących rzeczy do robienia naokoło aniżeli uczenie dzieciaków grać na gitarze. I to w dodatku za pensję starczącą pewnie na miesięczne wyżywienie dla tej bandy kocurów kręcących się pod nogami.
Właśnie, koty! Mignęła mu krótka myśl w głowie i uśmiechnął się przymilnie do przyjaciela.
- Milo i reszta ekipy miała ostatnio przegląd techniczny? – zapytał, patrząc uważnie na rudego kociaka, uporczywie kręcącego się mu pod nogami.
- Vicki była z nim w zeszłym miesiącu, a pozostała dwójka ma się co najmniej świetnie. – brodacz spojrzał podejrzanie na uderzającego głową w stół kompana. – Coś nie tak?
- Muszę iść do weterynarza ale nie mam z czym. – westchnął Shannon, podnosząc wzrok na Tomislava.
- Przecież Cody jest w klinice, to idź go odwiedzić.  – podrzucił mu pomysł.
- Byłem tam już dziś i wczoraj ze trzy razy. – skrzywił się Shannon, nie pozwalając Chorwatowi odnaleźć źródła problemu. – I co z tego, skoro na nią nie trafiłem. – dokończył bardziej sam do siebie, aniżeli do współtowarzysza, któremu na tym zdaniu zaświeciła się lampka w głowie.
- A o to chodzi! – zaśmiał się w głos, strasząc ciągle nieprzyzwyczajoną do tego Fionę przysypiającą na jego kolanach. – Jestem zdecydowanie nie w temacie, nadrabiaj. – zamilkł, podczas gdy Shannon zaczął opowiadać o pewnej krótkiej znajomości.

+++

- Christine, telefon ci znowu wibruje. – warknął zdenerwowany James na Polkę, która starała się zeszyć smacznie śpiącego królika.
- Wiem, do cholery, czuję go. – odwarknęła, starając się maksymalnie skupić na zwierzaku. Shannon starał się do niej dodzwonić w różnych porach dnia, jednak zawsze znajdywał moment w którym niemożliwe było podejście jej do telefonu. Zawsze miała do niego oddzwonić po pracy, ale to zadzwonili rodzice i wypadałoby z nimi porozmawiać, to Ethan ruszył z opowieścią wyjaśniającą jak człowiek który oblał ją shakem truskawkowym skończył noc, kompletnie pijany, w ich salonie, albo zajęta szukaniem przeróżnych książek i materiałów z uczelni, zasypiała na komputerze, budząc się rano przez przeraźliwy pisk telefonu, sygnalizujący konieczność pracy.
- To go kurwa wyłącz. – Lewis od poniedziałku miał wyraźnie zły dzień i jakiekolwiek próby rozmowy z nim spełzały na niczym. Jednak dzisiaj Christine też nie miała najlepszego humoru.
- O co ci kurwa w końcu chodzi?! – niemalże całą sobą powstrzymała się od wrzaśnięcia na upartego Irlandczyka, przytrzymującego jej kawałek skóry zwierzęcia.
- O nic, ile razy mam ci to powtarzać? – odparł poirytowany.
- Naprawdę chcesz abym poszła do Davida i powiedziała że dogadywaliśmy się tylko przez tydzień, bo potem coś ci odjebało? – syknęła, przerywając na moment. – Trzeba było wyciągnąć mnie na tego drinka a nie rezygnować jak tylko się pojawiła konkurencja. – postanowiła wystawić broń ciężkiego kalibru na pole walki. James zbladł w ułamku sekundy.
- Nie pochlebiaj sobie Lewandowski. – odchrząknął, z mniejszym już entuzjazmem.
- To trzeba było się inaczej zachować, a nie teraz wyładowywać się na mnie! – Christine za to nie traciła werwy.
- Nienawidzę. Muzyków. – wypluł z siebie te dwa słowa jakby były największą obelgą znaną gatunkowi ludzkiemu. – Tyle. – Dodał na widok zdumionej twarzy Christine. – Umawialiśmy się na piwo, zwykłe piwo, nie żebyś sobie wyobrażała za wiele Lewadowski. – kobieta przewróciła oczyma. – A przy tym jego nagłym pojawieniu się, aż zebrało mi się na wymioty.
- Znasz go?
- Znam innych. – stwierdził spokojniej. – Niczym się od siebie nie różnią.
Christine umilkła i dokończyli pracę w całkowitej ciszy. Po operacji, obydwoje skierowali się do szatni.
- Wiesz co? – odezwała się w momencie gdy James otwierał drzwi do swojej. – Nie podoba mi się to. – spojrzała prosto w jego szaro błękitne oczy. Blondyn uniósł brwi w geście zapytania. – Nie ocenia się człowieka po zawodzie tak samo jak nie ocenia się po kolorze skóry. Ty dałeś dupy, bo umówiliśmy się wcześniej i miałeś szanse o to zawalczyć. Jesteś podobno dorosłym mężczyzną, ogarnij się. – kończąc zdanie, weszła do pomieszczenia, zostawiając współpracownika samego ze swoimi myślami.

+++

- Rozumiem. – Tomo machinalnie głaskał kota na kolanach, słuchając historii przyjaciela. – I widzieliście się w poniedziałek.
- Tak.
- A dzisiaj jest czwartek.
- Dokładnie.
- I mówisz że ile razy byłeś już w przychodni aby ‘przypadkiem’ się na nią natknąć, bo nie odbiera od ciebie telefonu?
Shannon jęknął.

+++

Jared siedział nad basenem uporczywie się nad czymś zastanawiając. Brat doprowadzał go do szału przez ostatnie dni i doskonale wiedział że była to jego wina. Starając się nie myśleć o uporczywie swędzących szwach, wybrał jeden z najczęściej używanych numerów i czekał na odzew z drugiej strony.

+++

Gdy telefon zawibrował na w Chorwackiej kuchni, gwałtowny okrzyk radości ze strony perkusisty skutecznie wypłoszył Fionę z kolan Tomislava.
- Co napisała?
-„Wybacz za brak kontaktu ale mam delikatny problem z zagospodarowaniem czasem. Zadzwonię do Ciebie dziś albo jutro, obiecuję!”
- I widzisz? – brodacz aż sam się uśmiechnął na widok ulgi na twarzy Shannona. – Jesteś w gorącej wodzie kąpany, daj czas.
- Nie rozumiesz Tomo. – odłożył telefon an miejsce, postanawiając od razu nie odpisywać. – Ona jest taka… - zaciął się, starając się znaleźć odpowiedniego słowa. – Prawdziwa.  – dokończył, nie wiedząc czy Tomislav zrozumie o co mu chodzi. On tylko uśmiechnął się w odpowiedzi. Zrozumiał.

+++

- Christine, masz gościa. – Dixie włożyła głowę do przebieralni, gdzie Polka ubierała się po zakończonej zmianie.
- Już wychodzę, powiedz Ethanowi żeby dał mi minutę.
- Nie tylko on na ciebie czeka. – sekretarka wyszczerzyła szeroko zęby i zniknęła za drzwiami.
Brunetka zmarszczyła czoło i spokojnie przebrała się w normalne rzeczy, chowając kitel do szafki. Wyszła z szatni, poprawiając jeszcze w międzyczasie włosy.
- Christine? – podniosła wzrok by napotkać błękitne tęczówki. Przełknęła głośno ślinę.
- Cześć Jared. – odrzekła, dostrzegając w tle zdziwionego Ethana oraz podekscytowaną Dixie. – Jak rana?
- Goi się. – mężczyzna automatycznie sięgnął do drugiej ręki. – Słuchaj, mam do ciebie sprawę. – obrócił się dookoła, natrafiając na zaciekawiony wzrok wszystkich tu obecnych. – Wyjdziemy na parking?
- Nie ma problemu. – wzruszyła ramionami i machnęła ręką na Ethana. – A o co chodzi?
- W ten weekend będziemy obchodzić urodziny Shanna. – Jared uśmiechnął się pod nosem. – A jako że nie ostatnio musiał szybciej kończyć wasze spotkanie z mojego powodu, to może zrobiłabyś mu niespodziankę i wpadła na małe przyjęcie urodzinowe? – mrugnął do niej.
Christine otworzyła szeroko usta.






*********

Ho Ho Ho! 
Część 1 rozdziału 10  - taki wstęp przed Wielką Akcją która nadejdzie w Części 2.
Część 2 przewidywana za tydzień, na pewno przed końcem roku so watch out! 
Miałam dużo tu napisać ale jakoś odeszło to.. więc do zobaczenia!!

8 komentarzy:

  1. Och, szkoda, że podzieliłaś ten rozdział na dwie części, bo zapewne w tej drugiej opiszesz urodziny Shannona... A tak to czekać... No, miejmy nadzieję, że cierpliwość mi popłaci :D.
    Co do rozdziału, to chyba zapisuję go do jednego z moich ulubionych. "- Muszę iść do weterynarza ale nie mam z czym. – westchnął Shannon, podnosząc wzrok na Tomislava." Normalnie myślałam, że padnę z krzesła i już nigdy więcej się nie pozbieram. Najlepsze zdanie EVER! Poza tym ogólnie podobało mi się WSZYSTKO. Shann dobrze określił, że Krysia jest taka prawdziwa. I w dodatku normalna, nie jara się, że ma aż takie znajomości!
    I nie pozostaje mi nic innego, jak tylko poczekać tych kilka dni :)). Ah! Jeszcze Tim! Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że gdyby ktoś przyjrzał się im z boku, to wyglądaliby jak geje :DDDDD. I tak się zastanawiałam, czy może Ethan jest gejem? Hahahaha :D
    Dobra, kończę. Życzę Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku ;*!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadłaś! :D i mam cichą nadzieję że spodobają się wydarzenia które tam się będą dziać ;)
      Mega mega się cieszę że rozdział się spodobał :3 relacja Shannona z Tomislavem jest jedyna w swoim rodzaju C: [ Mam czasem wrażenie że do niej jeszcze nie dotarło z kim ma doczynienia i temu się nie jara :D *pomysł na wprowadzenie Kryśki w stan przed zawałowy!!]
      Tim to małe ziółko a z Ethanem to już chyba było naprowadzone w którymś rozdziale tak delikatnie ale potwierdzam - jest gejem :p
      Tobie też Wszystkiego Najlepszego na Święta!! I zabawy w Nowy Rok lepszej aniżeli u jakiejś gwiazdy rocka :*

      Usuń
  2. Coś mi się wydaje, że najlepsze zostawiłaś na drugą część i wcale mnie to nie cieszy :P Desperacja Shannona, by zobaczyć Kryśkę jest olbrzymia, ale jakże cudownie się to czyta. Te jego próby skontaktowania się z nią, ciągle kończące się fiaskiem, ach.... Jednak mnie i tak Kryśka powaliła rozmową z Jamesem, jego mina - zapewne bezcenna, gdy wyrzuciła mu, że przecież mógł walczyć o swoje i iść z nią na drinka :) Co do Ethana, to coś podejrzewałam, jednak, że tak to nazwę, nieźle się z tym skrywał :P
    Czekam na więcej, bo po tej długiej przerwie mam niedosyt tego opowiadania :)
    Cieplutko pozdrawiam, życząc Wesołych świąt i niekończącej się weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam za przerwę, dlatego postanowiłam dodać teraz coś dłuższego. by ludzie źli nie byli. :<
      Kryśka z Jamesem będzie miała jeszcze przeboje, więc należy się przyzwyczaić do jego stałej obecności (miał być tylko na moment ale jakoś go polubiłam ;p)
      O Ethanie więcej będzie później, a czy się skrywa - nie jest taki stereotypowy :p
      Wesołych Świąt również i oby jedzenie na stole było smaczne :)

      Usuń
  3. Jestem całkowicie zakochana w Twoimi opowiadaniu! Shannon jest przeuroczy zabiegając o uwagę Kryśki... aż miło się czyta :) I fajnie ze strony Jareda, że ją zaprosił na imprezę. Nie mogę się doczekać kolejnej części :D Mam nadzieję, że Shann ucieszy się z niespodzianki i może między nim a Christ coś się zdarzy! *o*

    Zapraszam także do siebie na tearyoutopieces, pojawił się nowy. Nadal szybkie tempo, ale od kolejnego już będzie normalnie, tak myślę. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz :) Następna część będzie za niedługo i to tak naprawdę ;)
      Przeczytam, na pewno :D

      Usuń
  4. Mówisz, że Ty jesteś do tyłu z rozdziałami u mnie, ale jak widać, ja u Ciebie tak samo. Przez brak informacji o nowościach na Marsowych, zupełnie pogubiłam się co czytałam a co nie...

    No więc... Może zacznę od prośby. Informujesz na twitterze? Jeśli tak, bardzo bym prosiła, żebyś dopisała mnie do listy. @Caroline9202. :)

    A teraz rozdział. :D
    Jestem wielką fanką tych fragmentów z Snannem i Tomo. były nieziemskie. A zdanie "Milo i reszta ekipy miała ostatnio przegląd techniczny?"... Po prostu odlot. Tak się śmiałam, że siostra zagroziła, iż za moment wykurzy mnie z pokoju, bo jej w spaniu przeszkadzam. :D

    Christine dobrze powiedziała temu Jamesowi zarówno w kwestii opinii o muzykach jak i w kwestii tego drinka, czy piwa, czy co tam to miało być. Chyba nie lubię tego faceta. Ale okaże się w przyszłości.
    Za to bardzo lubię to, jak Shannon próbuje skontaktować się z Kryśką wszelkimi sposobami. :D Taaak. To zabawne i słodkie. :p
    Oczywiście dziewczyna zgodzi się iść na imprezę urodzinową, prawda?

    Czekam na kolejny.Ciekawi mnie co za Wielka Akcja będzie. :D
    Pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Tim na łeb do picia widzę :D
    Shannon chce iść do weterynarza, ale nie ma z czym, kocham tego człowieka <3
    Na nowo nakręcam się na Twoje opowiadanie, podoba mi się to.

    OdpowiedzUsuń