Na pocieszenie po nieudanym Końcu Świata.
- Naprawdę nie mam pojęcia jak wytrzymuję z tobą od 40
lat. - wymamrotał Shannon otwierając drzwi do ich wspólnego mieszkania. Owszem,
miał swoje lokum, znacznie mniejsze znajdujące się niedaleko willi brata ale
przez wbudowane tutaj studio jak i ze zwykłej wygody bardzo często zostawał na
noc w swoim starym pokoju, którego Jared jeszcze nie zdążył przerobić na
kolejne pomieszczenie z instrumentami czy płytami albo obrazami. - Zachowujesz
się niekiedy jak jakiś szczeniak.
- Dostaje opierdol za to że wjechał we mnie motor? - mruknął
Jared, wchodząc za nim, od razu skierował się na kanapę przed telewizorem. -
Nie mam ochoty wysłuchiwać dzisiaj jaki to jestem zły i niedobry..
Shannon westchnął, podszedł do lodówki i wyjął z niej dwa
zimne piwa. Usadowił się obok brata, otworzył oba i podał jedno z nich
zmęczonemu brunetowi, bez słowa wpatrującego się w czarny ekran wyłączonego
sprzętu.
- Cieszę się że nic ci się nie stało głupolu. -
wymamrotał cicho Shannon, wiedząc że Jared usłyszy to bez problemu. - Uważaj na
siebie.
- Wiem. - westchnął głęboko patrząc na końcówkę rany
wyglądającą spod rękawa. – To nie było specjalnie, po prostu się zamyśliłem.
- A mogłem kupić ci na urodziny coś odblaskowego. –
wymamrotał Shanny, powodując mały uśmiech na twarzy brata. – Mówiłem serio.
- Mam całkiem poważną minę. – skinął głową, nie tracąc
głupiego uśmiechu z twarzy, całkowicie nie pasującego do przeżytej sytuacji
sprzed kilku godzin.
- Gdzie się w ogóle włóczyłeś? – zapytał zaciekawiony Shannon.
– Przecież mogłeś sobie bezpiecznie zamówić taksówkę albo co.
-Miałem ochotę na spacer, już ci to mówiłem. – mruknął
lekko poirytowany ciągłym powtarzaniem jednej i tej samej sprawy.– Ale tak
naprawdę dobrze że o tym wspominasz. – spojrzał wprost na brata i wyszczerzył
usta w szerokim uśmiechu, który nie przypadł do gustu starszemu Leto. – Co
robisz w tą sobotę?
- Nie wiem, chyba spotkam się z Christ w ramach
przeprosin za dzisiejsze twoje zachowanie. – odparł, naciskając na przed
ostatnie słowo.
- To je odwołujesz. – Jared machnął nie uszkodzoną ręką.
– Mamy dla ciebie małą niespodziankę.
Shannon upił łyka zimnego piwa, nie pewny czy chce brać
udział w szalonym pomyśle brata.
+++
- Chce wiedzieć co tu się wczoraj działo? – to były
pierwsze słowa jakie usłyszał potwornie skacowany Ethan w drodze do toalety.
Całą swoją wolą zmusił głowę aby spojrzała w prawo, wprost na siedzącą sobie
wygodnie przy porannej kawie i z papierosem w ustach współlokatorkę, patrzącą
na niego z wyraźnym rozbawieniem.
- Nie palimy w kuchni. – wymamrotał ciężkim głosem,
jednocześnie starając się jakoś odkaszleć poranną chrypkę. – I nie lubisz kawy.
- Lubię. – na potwierdzenie siorbnęła brunatnego napoju.
– Tylko mnie po niej nosi.
- Spoko. – zapalił światło i wszedł do zbawiennego
pomieszczenia z kibelkiem.
- Ej, nie wymigasz się z rozmowy o wielkim słoniu w
salonie! – wrzasnęła za nim, wdychając zbawienny tytoń do płuc.
- Aż tak duży nie jestem. – dobiegł do niej głęboki głos
drugiego mężczyzny znajdującego się w mieszkaniu. – Christine, tak? – podszedł
do wolnego miejsca przy stoliku i opadł na nie bez tchu.
- A ty byłeś Tim? – wypuściła dym w przeciwnym kierunku,
aby jak najszybciej zniknął za uchylonym oknem. – Miło cię znowu widzieć.
- Chciałbym powiedzieć dokładnie to samo. – wymamrotał
mało wyraźnie mężczyzna, nie spuszczając wzroku z jej papierosa. – Ale brakuje
mi tytoniu.
- Niech twój nowy kolega się z tobą podzieli, moje są na
wykończeniu. – szybkim ruchem zamknęła paczkę w której to znajdowała się
ostatnia sztuka i, dla większego bezpieczeństwa, schowała ją od razu do
kieszeni. – Poza tym nie można palić w kuchni, wiesz taka odgórna zasada.
Tim spojrzał na nią spode łba, jednak nie wdał się w
dalszą część tej dyskusji. Christine dopiła kawę do końca i wstała ze stołka,
odkładając kubek do zlewu.
- Dobra, muszę do pracy. – poklepała Tima po ramieniu i
narzuciła na siebie jeansową kurtkę, pozwalając włosom odpocząć od gumki. –
Ethan, będę wieczorem! – zapukała głośno do łazienki z której wydobył się
niezrozumiały warkot. Pokręciła głową i zadowolona z życia, ruszyła podbijać
kolejny dzień w mieście aniołów.
+++
Tim zaczekał aż kobieta wyjdzie z mieszkania, po czym
wręcz rzucił się na czajnik by go włączyć i zrobić sobie napój bogów zwany
powszechnie kawą. Nie miał pojęcia co go zmusiło ostatniej nocy do picia tak
wielkiej ilości alkoholu w tym przydrożnym barze, a co lepsze w jaki sposób
znalazł sobie do tego picia kompana. Zalał kawę i zaciągnął się mocno jej
aromatycznym zapachem.
- Jest jeszcze woda w czajniku? – usłyszał za sobą
zmęczony głos.
- Daj kubek. – mruknął, pocierając wolną dłonią skroń. –
I znajdź jakieś fajki.
- Ale żeśmy wczoraj zaszaleli. – zaśmiał się cicho pod
nosem Ethan, przeszukując poszczególne szuflady. – Nie pamiętam kiedy tyle
piłem.
- Masz. – Tim przesunął mu kawę po blacie i usiadł na
stoliku. – Było tego sporo. A możesz jeszcze powiedzieć jak do licha się tu
znalazłem?
Ethan wykrzywił usta w chytrym uśmiechu i podał
skacowanemu kompanowi znalezione gdzieś papierosy.
- Jak żeś skończył z pirackimi przebojami to zacząłeś
bliżej nieznany repertuar śpiewać, co jednak nie spodobało się właścicielom. –
odpalił zapalniczkę. – Wpakowałeś się do mojej taksówki, jednak kierunek „Mój
dom palancie”, nie przekonał miłego pana, którego z trudem powstrzymałem od
zostawienie ciebie na krawężniku.
- Ciekawe.. – Tim zmarszczył brwi starając przypomnieć
sobie cokolwiek z opowiadanych właśnie wydarzeń, jednak jego pamięć zablokowała
się przy trzeciej zwrotce „Yo ho, Yo ho, the pirate like to be”. – Sorry za
kłopot . – wymamrotał bardziej do kubka z kawą aniżeli do Anglika, ale ten
odebrał to bez jakiś większych zastrzeżeń.
- Nie ma sprawy. – wzruszył ramionami. – Tak gwoli
wyjaśnienia, to nie jesteś mi nic winien. Płaciłeś za wszystko. – dodał, widząc
niezrozumienie na twarzy bruneta.
- Kurwa.. – warknął cicho Kalleher, nie chcąc nawet
zaglądać do portfela.
+++
- Cześć James. - Christine uśmiechnęła się przyjaźnie do
mężczyzny idącego korytarzem w kierunku gabinetu szefa placówki.
- David wrócił. - odparł bez większego zainteresowania. -
Mamy się u niego natychmiast zameldować.
Christine zmarszczyła czoło z niepokojem.
- Przecież ostatnio wszystko idzie w miarę dobrze, to że
cofnęliśmy jedno zamówienie to przecież nic takiego, sam wiesz że było ono
niepoprawne...
- Jak wczorajsza randka? - James przerwał jej monolog,
wprowadzając ją tym samym w niemałe zmieszanie.
- Co? - zdążyła tylko odpowiedzieć, nim oboje nie weszli
do gabinetu Davida. Szef nie zmienił sie podczas tych trzech tygodni za wiele,
a jego spojrzenie wciąż sprawiało że Kryśka czuła sie jak przed egzaminem na
uczelni. – Dzień dobry panie Troumman.
- Odpowiada wam obecna współpraca? - zapytał bez
przywitania.
- Nie mam problemów. - stwierdził James, lekko wzruszając
ramionami. Christine przewróciła oczami.
Kompletnie go nie rozumiem.
- Też nie wnoszę zastrzeżeń. - odpowiedziała, poprawiając
torbę zsuwającą sie jej z ramienia.
- To zostajecie w takim układzie do odwołania. -
zadecydował David, wpisując coś szybko do komputera. - Levis możesz już iść,
masz pacjenta w 2, Lewandowki z tobą chce zamienić kilka słów.
- Dobrze. - James skinął głowa na pożegnanie i wyszedł z
gabinetu.
Christine doprowadziła go wzrokiem, ciągle analizując
jego niespodziewane pytanie.
- Chyba nigdy go nie zrozumiem. - burknęła pod nosem, co
zostało zupełnie zignorowane przez jej szefa. - Chodzi o coś konkretnego?
- Zapisałaś się na uczelnie? - zapytał bez ogródek.
Christine skinęła głowa.
- Udało mi się wcisnąć na zajęcia weekendowe dla osób
podchodzących do nostryfikacji na przełomie lipca i sierpnia. - odpowiedziała
spokojnie. - I chyba przyjęli mnie tam gdyż ktoś mnie polecił. - spojrzała na
niego wymownie.
- Uda ci się nadrobić materiał z zeszłego roku?
Christine wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się cierpko.
- A mam inny wybór?
- Nie. - stwierdził stanowczo. - Poduczysz się pod
Lewis'em i podejdziesz do egzaminu.
- Rozumiem że nie zdanie nie wchodzi w rachubę?
- Lewandowski. - David spojrzał na kobietę. - Liczę na
to, że w ramach wdzięczności za zatrudnienie pani tutaj, pomimo braku
odpowiednich formalności, jest wystarczającym motywatorem do ekspresywnego
ruszenia z nauką i wręcz wybitnego postarania. Rozumiemy się?
Christine wykrzywiła usta w bliżej nieokreślonym
grymasie.
- Aż za bardzo. - odparła. - I zobaczysz że cię nie
zawiodę.
+++
- Czemu nie odbierasz.. – wymamrotał pod nosem Shannon,
machając luźno nogami z barmańskiego stolika w kuchni Chorwata. Wsparcie go w
przeforsowania baru w mieszkaniu było jedną z lepszych decyzji w jego życiu.
Nawet gdy był zmuszony przeprowadzić poważną, męską rozmowę z Vicki, która po
dziś dzień nie jest pewna jak się na to zgodziła, to było warto.
- Pewnie chodzi po domu i śpiewa. – odpowiedział
gitarzysta, sącząc jakiś bliżej nieokreślony napój.
- Kto? – zapytał automatycznie Shanny, odrywając wzrok od
ekranu komórki.
- No Jay. – zdziwił się Tomo. – To do niego dzwonisz,
tak?
Perkusista jęknął w duchu i przeklną niedawno podjętą
pracę Tomislava. Rozumiał że siedzenie na tyłku w jednym kraju może być
upierdliwe, ale gdy ma się żonę to powinno być dużo więcej ekscytujących rzeczy
do robienia naokoło aniżeli uczenie dzieciaków grać na gitarze. I to w dodatku
za pensję starczącą pewnie na miesięczne wyżywienie dla tej bandy kocurów
kręcących się pod nogami.
Właśnie, koty!
Mignęła mu krótka myśl w głowie i uśmiechnął się przymilnie do przyjaciela.
- Milo i reszta ekipy miała ostatnio przegląd techniczny?
– zapytał, patrząc uważnie na rudego kociaka, uporczywie kręcącego się mu pod
nogami.
- Vicki była z nim w zeszłym miesiącu, a pozostała dwójka
ma się co najmniej świetnie. – brodacz spojrzał podejrzanie na uderzającego
głową w stół kompana. – Coś nie tak?
- Muszę iść do weterynarza ale nie mam z czym. –
westchnął Shannon, podnosząc wzrok na Tomislava.
- Przecież Cody jest w klinice, to idź go odwiedzić. – podrzucił mu pomysł.
- Byłem tam już dziś i wczoraj ze trzy razy. – skrzywił
się Shannon, nie pozwalając Chorwatowi odnaleźć źródła problemu. – I co z tego,
skoro na nią nie trafiłem. – dokończył bardziej sam do siebie, aniżeli do
współtowarzysza, któremu na tym zdaniu zaświeciła się lampka w głowie.
- A o to chodzi! – zaśmiał się w głos, strasząc ciągle
nieprzyzwyczajoną do tego Fionę przysypiającą na jego kolanach. – Jestem
zdecydowanie nie w temacie, nadrabiaj. – zamilkł, podczas gdy Shannon zaczął
opowiadać o pewnej krótkiej znajomości.
+++
- Christine, telefon ci znowu wibruje. – warknął
zdenerwowany James na Polkę, która starała się zeszyć smacznie śpiącego
królika.
- Wiem, do cholery, czuję go. – odwarknęła, starając się
maksymalnie skupić na zwierzaku. Shannon starał się do niej dodzwonić w różnych
porach dnia, jednak zawsze znajdywał moment w którym niemożliwe było podejście
jej do telefonu. Zawsze miała do niego oddzwonić po pracy, ale to zadzwonili
rodzice i wypadałoby z nimi porozmawiać, to Ethan ruszył z opowieścią
wyjaśniającą jak człowiek który oblał ją shakem truskawkowym skończył noc,
kompletnie pijany, w ich salonie, albo zajęta szukaniem przeróżnych książek i
materiałów z uczelni, zasypiała na komputerze, budząc się rano przez
przeraźliwy pisk telefonu, sygnalizujący konieczność pracy.
- To go kurwa wyłącz. – Lewis od poniedziałku miał
wyraźnie zły dzień i jakiekolwiek próby rozmowy z nim spełzały na niczym.
Jednak dzisiaj Christine też nie miała najlepszego humoru.
- O co ci kurwa w końcu chodzi?! – niemalże całą sobą
powstrzymała się od wrzaśnięcia na upartego Irlandczyka, przytrzymującego jej
kawałek skóry zwierzęcia.
- O nic, ile razy mam ci to powtarzać? – odparł
poirytowany.
- Naprawdę chcesz abym poszła do Davida i powiedziała że
dogadywaliśmy się tylko przez tydzień, bo potem coś ci odjebało? – syknęła,
przerywając na moment. – Trzeba było wyciągnąć mnie na tego drinka a nie
rezygnować jak tylko się pojawiła konkurencja. – postanowiła wystawić broń ciężkiego
kalibru na pole walki. James zbladł w ułamku sekundy.
- Nie pochlebiaj sobie Lewandowski. – odchrząknął, z
mniejszym już entuzjazmem.
- To trzeba było się inaczej zachować, a nie teraz
wyładowywać się na mnie! – Christine za to nie traciła werwy.
- Nienawidzę. Muzyków. – wypluł z siebie te dwa słowa
jakby były największą obelgą znaną gatunkowi ludzkiemu. – Tyle. – Dodał na
widok zdumionej twarzy Christine. – Umawialiśmy się na piwo, zwykłe piwo, nie
żebyś sobie wyobrażała za wiele Lewadowski. – kobieta przewróciła oczyma. – A
przy tym jego nagłym pojawieniu się, aż zebrało mi się na wymioty.
- Znasz go?
- Znam innych. – stwierdził spokojniej. – Niczym się od
siebie nie różnią.
Christine umilkła i dokończyli pracę w całkowitej ciszy.
Po operacji, obydwoje skierowali się do szatni.
- Wiesz co? – odezwała się w momencie gdy James otwierał
drzwi do swojej. – Nie podoba mi się to. – spojrzała prosto w jego szaro
błękitne oczy. Blondyn uniósł brwi w geście zapytania. – Nie ocenia się
człowieka po zawodzie tak samo jak nie ocenia się po kolorze skóry. Ty dałeś
dupy, bo umówiliśmy się wcześniej i miałeś szanse o to zawalczyć. Jesteś
podobno dorosłym mężczyzną, ogarnij się. – kończąc zdanie, weszła do
pomieszczenia, zostawiając współpracownika samego ze swoimi myślami.
+++
- Rozumiem. – Tomo machinalnie głaskał kota na kolanach,
słuchając historii przyjaciela. – I widzieliście się w poniedziałek.
- Tak.
- A dzisiaj jest czwartek.
- Dokładnie.
- I mówisz że ile razy byłeś już w przychodni aby
‘przypadkiem’ się na nią natknąć, bo nie odbiera od ciebie telefonu?
Shannon jęknął.
+++
Jared siedział nad basenem uporczywie się nad czymś
zastanawiając. Brat doprowadzał go do szału przez ostatnie dni i doskonale
wiedział że była to jego wina. Starając się nie myśleć o uporczywie swędzących
szwach, wybrał jeden z najczęściej używanych numerów i czekał na odzew z
drugiej strony.
+++
Gdy telefon zawibrował na w Chorwackiej kuchni, gwałtowny
okrzyk radości ze strony perkusisty skutecznie wypłoszył Fionę z kolan Tomislava.
- Co napisała?
-„Wybacz za brak
kontaktu ale mam delikatny problem z zagospodarowaniem czasem. Zadzwonię do
Ciebie dziś albo jutro, obiecuję!”
- I widzisz? – brodacz aż sam się uśmiechnął na widok
ulgi na twarzy Shannona. – Jesteś w gorącej wodzie kąpany, daj czas.
- Nie rozumiesz Tomo. – odłożył telefon an miejsce,
postanawiając od razu nie odpisywać. – Ona jest taka… - zaciął się, starając
się znaleźć odpowiedniego słowa. – Prawdziwa.
– dokończył, nie wiedząc czy Tomislav zrozumie o co mu chodzi. On tylko
uśmiechnął się w odpowiedzi. Zrozumiał.
+++
- Christine, masz gościa. – Dixie włożyła głowę do
przebieralni, gdzie Polka ubierała się po zakończonej zmianie.
- Już wychodzę, powiedz Ethanowi żeby dał mi minutę.
- Nie tylko on na ciebie czeka. – sekretarka wyszczerzyła
szeroko zęby i zniknęła za drzwiami.
Brunetka zmarszczyła czoło i spokojnie przebrała się w
normalne rzeczy, chowając kitel do szafki. Wyszła z szatni, poprawiając jeszcze
w międzyczasie włosy.
- Christine? – podniosła wzrok by napotkać błękitne
tęczówki. Przełknęła głośno ślinę.
- Cześć Jared. – odrzekła, dostrzegając w tle zdziwionego
Ethana oraz podekscytowaną Dixie. – Jak rana?
- Goi się. – mężczyzna automatycznie sięgnął do drugiej
ręki. – Słuchaj, mam do ciebie sprawę. – obrócił się dookoła, natrafiając na
zaciekawiony wzrok wszystkich tu obecnych. – Wyjdziemy na parking?
- Nie ma problemu. – wzruszyła ramionami i machnęła ręką
na Ethana. – A o co chodzi?
- W ten weekend będziemy obchodzić urodziny Shanna. –
Jared uśmiechnął się pod nosem. – A jako że nie ostatnio musiał szybciej
kończyć wasze spotkanie z mojego powodu, to może zrobiłabyś mu niespodziankę i
wpadła na małe przyjęcie urodzinowe? – mrugnął do niej.
Christine otworzyła szeroko usta.
*********
Ho Ho Ho!
Część 1 rozdziału 10 - taki wstęp przed Wielką Akcją która nadejdzie w Części 2.
Część 2 przewidywana za tydzień, na pewno przed końcem roku so watch out!
Miałam dużo tu napisać ale jakoś odeszło to.. więc do zobaczenia!!
Och, szkoda, że podzieliłaś ten rozdział na dwie części, bo zapewne w tej drugiej opiszesz urodziny Shannona... A tak to czekać... No, miejmy nadzieję, że cierpliwość mi popłaci :D.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to chyba zapisuję go do jednego z moich ulubionych. "- Muszę iść do weterynarza ale nie mam z czym. – westchnął Shannon, podnosząc wzrok na Tomislava." Normalnie myślałam, że padnę z krzesła i już nigdy więcej się nie pozbieram. Najlepsze zdanie EVER! Poza tym ogólnie podobało mi się WSZYSTKO. Shann dobrze określił, że Krysia jest taka prawdziwa. I w dodatku normalna, nie jara się, że ma aż takie znajomości!
I nie pozostaje mi nic innego, jak tylko poczekać tych kilka dni :)). Ah! Jeszcze Tim! Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że gdyby ktoś przyjrzał się im z boku, to wyglądaliby jak geje :DDDDD. I tak się zastanawiałam, czy może Ethan jest gejem? Hahahaha :D
Dobra, kończę. Życzę Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku ;*!
Zgadłaś! :D i mam cichą nadzieję że spodobają się wydarzenia które tam się będą dziać ;)
UsuńMega mega się cieszę że rozdział się spodobał :3 relacja Shannona z Tomislavem jest jedyna w swoim rodzaju C: [ Mam czasem wrażenie że do niej jeszcze nie dotarło z kim ma doczynienia i temu się nie jara :D *pomysł na wprowadzenie Kryśki w stan przed zawałowy!!]
Tim to małe ziółko a z Ethanem to już chyba było naprowadzone w którymś rozdziale tak delikatnie ale potwierdzam - jest gejem :p
Tobie też Wszystkiego Najlepszego na Święta!! I zabawy w Nowy Rok lepszej aniżeli u jakiejś gwiazdy rocka :*
Coś mi się wydaje, że najlepsze zostawiłaś na drugą część i wcale mnie to nie cieszy :P Desperacja Shannona, by zobaczyć Kryśkę jest olbrzymia, ale jakże cudownie się to czyta. Te jego próby skontaktowania się z nią, ciągle kończące się fiaskiem, ach.... Jednak mnie i tak Kryśka powaliła rozmową z Jamesem, jego mina - zapewne bezcenna, gdy wyrzuciła mu, że przecież mógł walczyć o swoje i iść z nią na drinka :) Co do Ethana, to coś podejrzewałam, jednak, że tak to nazwę, nieźle się z tym skrywał :P
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej, bo po tej długiej przerwie mam niedosyt tego opowiadania :)
Cieplutko pozdrawiam, życząc Wesołych świąt i niekończącej się weny :)
przepraszam za przerwę, dlatego postanowiłam dodać teraz coś dłuższego. by ludzie źli nie byli. :<
UsuńKryśka z Jamesem będzie miała jeszcze przeboje, więc należy się przyzwyczaić do jego stałej obecności (miał być tylko na moment ale jakoś go polubiłam ;p)
O Ethanie więcej będzie później, a czy się skrywa - nie jest taki stereotypowy :p
Wesołych Świąt również i oby jedzenie na stole było smaczne :)
Jestem całkowicie zakochana w Twoimi opowiadaniu! Shannon jest przeuroczy zabiegając o uwagę Kryśki... aż miło się czyta :) I fajnie ze strony Jareda, że ją zaprosił na imprezę. Nie mogę się doczekać kolejnej części :D Mam nadzieję, że Shann ucieszy się z niespodzianki i może między nim a Christ coś się zdarzy! *o*
OdpowiedzUsuńZapraszam także do siebie na tearyoutopieces, pojawił się nowy. Nadal szybkie tempo, ale od kolejnego już będzie normalnie, tak myślę. :D
Bardzo dziękuję za komentarz :) Następna część będzie za niedługo i to tak naprawdę ;)
UsuńPrzeczytam, na pewno :D
Mówisz, że Ty jesteś do tyłu z rozdziałami u mnie, ale jak widać, ja u Ciebie tak samo. Przez brak informacji o nowościach na Marsowych, zupełnie pogubiłam się co czytałam a co nie...
OdpowiedzUsuńNo więc... Może zacznę od prośby. Informujesz na twitterze? Jeśli tak, bardzo bym prosiła, żebyś dopisała mnie do listy. @Caroline9202. :)
A teraz rozdział. :D
Jestem wielką fanką tych fragmentów z Snannem i Tomo. były nieziemskie. A zdanie "Milo i reszta ekipy miała ostatnio przegląd techniczny?"... Po prostu odlot. Tak się śmiałam, że siostra zagroziła, iż za moment wykurzy mnie z pokoju, bo jej w spaniu przeszkadzam. :D
Christine dobrze powiedziała temu Jamesowi zarówno w kwestii opinii o muzykach jak i w kwestii tego drinka, czy piwa, czy co tam to miało być. Chyba nie lubię tego faceta. Ale okaże się w przyszłości.
Za to bardzo lubię to, jak Shannon próbuje skontaktować się z Kryśką wszelkimi sposobami. :D Taaak. To zabawne i słodkie. :p
Oczywiście dziewczyna zgodzi się iść na imprezę urodzinową, prawda?
Czekam na kolejny.Ciekawi mnie co za Wielka Akcja będzie. :D
Pozdrawiam. :D
Tim na łeb do picia widzę :D
OdpowiedzUsuńShannon chce iść do weterynarza, ale nie ma z czym, kocham tego człowieka <3
Na nowo nakręcam się na Twoje opowiadanie, podoba mi się to.